Po raz setny ten sam makaron ale jak pysznie….
Mam kanon dań z serii: zawsze-wychodzi-nie-trzeba-się-napracować. Takie
danie pojawiają się w najbardziej zapracowane, zwariowane dni. Wtedy gdzie czas
w kuchni muszę ograniczyć do minimum. Albo odwrotnie wiem, że w kuchni będę
mogła być długo ale tylko z tak zwanego doskoku. Wtedy gotuję makaron. Bo
spełnia wymogi dań-nie-do-zepsucia. Bolognese to jeden z tych sosów, które
robią się same. Tylko wymagają czasu.
Najbardziej pracochłonne jest
przygotowanie sosu pomidorowego, który w ostateczności można zastąpić
pomidorami z puszki. Cebulę smażę na maśle. Przecieram patelnię, smażę mięso,
doprawiam, dolewam sosu pomidorowego, dodaję świeżej bazylii i bazylii
suszonej. Wyszło przepysznie, inaczej niż ostatnio bo wcześniej dodawałam
świeżą bazylię i świeże oregano. Tutaj podmianka, z racji braku produktów w
domu. Oliwki, te w lodówce okazały się spleśniałe więc wyleciały do kosza. Jest
moc! Bo treningów też moc!
Dokładny przepis TUTAJ
Komentarze
Prześlij komentarz