Być może – bistro na Placu Unii Lubelskiej – UNIKAJCIE!
Unikajcie tego czegoś! Makaron z zestawy dnia 10.03.2014r. fot. D.Szymborska |
Nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego! Przychodzimy z G. do „Być może”
bistro, bo ta nazwa chyba najbardziej pasuje do miejsca. Wysoki lokal, białe
krzesła, duży wspólny stół, białe ściany, czarna tablica z menu dnia. Klasyka
śniadaniownio lanczowni w Stolycy. Olbrzymie okna, ładne kwiaty. Hipster obok
hipstera, duży ruch.
G. głodna, ja też trochę. Wybieramy zestaw dnia – zupa i makaron. Zupa
kalafiorowa, taka zwykła domowa z dwoma kromeczkami bagietki. Szału nie ma, po
środku dwa listki roszponki. Zjadam trochę bo naiwnie myślę, że przecież drugie
danie – zamówiony makaron to będzie coś fajnego.
Niestety dostaję coś co jest niejadalne. Makaron, chyba gotowany bez
soli, do ciepłych nie należy, sos. Cóż ma oliwki (takie automatycznie krojone
ze słoika – chyba, że kucharz ma taaaką miarkę w oku i super koordynację ręka –
oko), trochę kaparów, smętne liście bazylii, posiekane ale dodane na końcu gdy
sos już był na talerzu. Kapary, czerwona cebula, sos pomidorowy. Nie ma
parmezanu za to nóż i widelec.
Jeden widelec, drugi. Nie tego się nie da jeść. G. większa optymistka
mówi, że są kapary. Po trzecim widelcu też pasuje.
Idę odnieść danie, mówię że
nie jadalne dodaję, jeszcze że surowy czosnek, że niedoprawione i niejadalne.
Siedzimy sobie dalej, pijemy kawę i sok. Rozmawiamy. Nikt do nas nie podchodzi
nie pyta się co się stało.
Idę zapłacić, słyszę pełną kwotę rachunku. Grzecznie
mówię, że zwróciłyśmy niejadalny makaron. Słyszę od menadżera, że on "nic nie
poradzi, na moje kubki smakowe". Do rozmowy włącza się właściciel, albo szef
(nikt się nie przedstawia), że danie było przyrządzone zgodnie ze sztuką
(sic!), że oni nie mogą przyjmować reklamacji jak komuś coś nie smakuje,
argumentuje, że tam nie było surowego mięsa więc reklamacji nie przyjmie. Na
odchodne słyszę od pana za ladą, że może mi dać ciastko jako rekompensatę ale
reklamacji nie przyjmie. Boję się, że ciastko jest przygotowane równie zgodnie "ze sztuką".
Płacę, wychodzimy. To, że tam więcej nie przyjdę jest pewne. Teraz czeka
mnie doczytanie jakie prawa mi, jako konsumentce przysługują, bo tak nie może
być, że mam płacić za coś co było niejadalne, czego nie zjadłam. Ehh. Szkoda.
Pogoda za oknem "Być może" była śliczna poszłyśmy z G. na spacer. Fajnie było.
Niesmak makaronu zniknął szybko, pozostał niesmak w stosunku do tego jak
zostałam potraktowana.
Jak coś to mam paragon, jak doczytam co i jak to będę wiedziała jak się zachować. Choć mam nadzieję, że nigdy nic takiego mi się nie przydarzy....
Wygląda na to, że po prostu nigdy nie byłam w lokalu gdzie gość nie ma
znaczenia, smak się nie liczy, a jak mięso jest dogotowane to znaczy, że
wszystko jest super. W moim sosie mięsa nie było, ale co „sztuka" to "sztuka"
Unikajcie!!!
Wspólny stół, kartki z menu fot. D.Szymborska |
Zupa kalafiorowa fot. D.Szymborska |
Komentarze
Prześlij komentarz