Ten dzień gdy dostałam dyplom z Uniwersytetu Harvarda
Mój dyplom! Zrzut z ekranu |
To dziś! Dyplom ukończenia kursu SPU27x. Pod tymi tajemniczymi
literkami ukrywa się 10 tygodniowy kurs Science&Cooking. To było naprawdę
duże wyzwanie. Kurs składał się z 10 bloków, by zaliczyć kolejne etapy trzeba
było rozwiązać test. Jakby tego było mało co tydzień była też zadanie do
zrobienia w laboratorium.
Moim laboratorium była moja kuchnia. Gotowałam jajka, robiłam lody,
piekłam ciastka czekoladowe. Laborki były tą przyjemną częścią kursu, testy tą
koszmarną. Chemii i fizyki ostatni raz uczyłam się w liceum. Choć słowo uczyłam
nie opisuje sytuacji zbyt dobrze, ja ją zaliczałam, tak byle odfajkować i tyle.
Efekt? Trzeba było się przeprosić z wzorami, molami, gęstościami, dyfuzjami i
wszystkim czego nie nauczyłam się w szkole. Kurs był dla mnie bardzo
czasochłonny.
Na koniec trzeba było wymyślić co związanego z gotowaniem chciałoby się
usprawnić i jak można to opisać z perspektywy chemii i fizyki. To było
wyzwanie! Zdecydowałam się badać to jak zmienia się śmietana w zależności od
tego jak dodamy do niej kwasek cytrynowy, sok z cytryny, sok z limonki lub
ocet. A to dlatego, że uwielbiam makaron z sosem śmietanowo porowym i chciałam
go usprawnić! Czułam się jak prawdziwy naukowiec, była hipoteza, było
doświadczenie i były wnioski! A w efekcie będzie lepszy sos! I to właśnie
chodzi!
Teraz o samym kursie. REWELACYJNY. Wykładowcy pełni ciepła, entuzjazmu,
energii i radości z tego, że mogą uczyć innych. Oglądaniu kolejnych wykładów
towarzyszyło poczucie smutku, że na żadnej z polskich uczelni (UŚ, UJ, UW, SNS)
gdzie studiowałam nikomu, aż tak nie zależało na tym by studenci czegoś się
nauczyli. E-kurs przypominał mi atmosferę letnich i zimowych szkoł w których
uczestniczyłam. Wtedy właśnie najlepsi wykładowcy z najlepszych uniwersytetów
pracowali podobnie jak ci z Harvardowskiego kursu.
O tym, że podszkoliłam się z chemii i fizyki to już napisałam a teraz o
gotowaniu. WOW! Dokładnie WOW! W kursie brali udział najlepsi z najlepszych
kucharzy, którzy podobnie jak wykładowcy chcieli mnie czegoś nauczyć.
Wpuszczali do kuchni, tłumaczyli, wyjaśniali a przede wszystkim pokazywali. Do
tego ku mojej radości mówili po hiszpańsku. Wymierność efektu – perfekcyjna
jajecznica, domowe lody waniliowe, doskonale upieczona kaczka, nie wspominając
o sałatach. Najważniejsze dla mnie było to, że nie tylko uczyłam się technik
używanych przez najlepszych kucharzy na świecie (nie zawsze do powtórzenia w
mojej kuchni) ale zaczynałam rozumieć „co i jak”. Teraz mogę tworzyć swoje
smaki, eksperymentować i zwyczajnie gotować lepiej.
Co dalej? Zapisałam się na kolejny kurs, tym razem nie związany z
gotowaniem, jednak będę śledzić czy aby nie będzie kontynuacji Science&Cooking.
Zniosę naukę fizyki i chemii, będę analizować wzory, przeliczać jednostki
(koszmar) bo wiem, że to właśnie pomoże mi lepiej gotować. A przepis na lody
postaram się opisać szybko, bo robi się coraz cieplej a przygotowanie lodów w 7
do 11 minut w domu, to coś czym zaimponujemy wszystkim gościom…
Komentarze
Prześlij komentarz