Przetrenowanie – czyli jak się nie wykończyć trenując i dlaczego kocham „szosę”!
Mój pierwszy raz...fot. T. |
Niektórzy nie mają motywacji do treningów inni mają jej zbyt dużo. Dziś
będzie o przetrenowaniu. Ale też o tym dlaczego uwielbiam mój rower!
Amatorskie uprawianie sportu od profesjonalnego różni się tylko tym, że
nikt nam nie płaci a wręcz odwrotnie to my płacimy za wszystko ale trenujemy
tak jak zawodowcy. To oczywiście skrajny przypadek, jednak wielu do nich
zaliczam. Jak każdy zawodnik zdarza mi się „wiedzieć lepiej”, bo „znam swój
organizm”.
Z autopsji wymienię objawy przetrenowania:
·
Zaczyna się niewinnie, znika
uśmiech podczas treningów,
·
Trening przestaje być
przyjemnością staje się czymś co MUSIMY wykonać,
·
Źle śpimy, śnią się nam zawody,
kontuzje itp. u mnie to są na przykład wielkie fale w ciemnym morzu i ogromne
trudności w dopłynięciu do brzegu…
·
Jesteśmy poddenerwowani, łatwo się
złościmy, bywamy drażliwi w bardzo błahych kwestiach (dlatego tak trudne jest
życie ze sportowcem),
·
Gdy się budzimy nie jesteśmy
wypoczęci,
·
Ogrania nas apatia zamiast
normalnie zasznurować buty „zawieszamy się” na chwilę,
·
Kontuzje – jeżeli do tej pory nie
posłuchaliśmy swojego organizmu i nie przystopowaliśmy z treningami to nasze
ciało po prostu się popsuje bo wie, że wtedy będzie miało spokój – nie będzie
treningów.
Wypisując te punkty zorientowałam się ile wymagam od swojego organizmu
a jak mało go słucham. Na szczęście nie doszłam do ostatniego punktu.
Dlaczego o tym piszę bo…. w weekend tylko na rowerze pojeździłam.
Owszem porządny trening ale nic więcej. To wszystko dlatego, że wszystkie
wcześniejsze punkty dotyczyły mnie.
Czasem warto zrobić sobie test. Taka psychozabawa jak z kolorowego
pisemka…. Jeżeli uważasz, że więcej niż 3 wymienione przeze mnie punkty opisują
twój stan to….. daj na luz bo bardzo szybko przejdziesz do punktu 7 a wtedy nie
ma żartów i cały sezon może być zepsuty.
A teraz o moim rowerze. Wczoraj pierwszy raz na nim jeździłam tak
naprawdę! To znaczy nastukałam już wiele kilometrów u siebie w pokoju przed
telewizorem, oglądnęłam House of Cards itp. jednak NIGDY na nim nie jeździłam
po normalnej drodze.
Giant TCR Composite 1 bo tak nazywa się mój Huragan to cudowna maszyna.
Wpinane buty dodają dreszczyk emocji – czy zdążę się wypiąć. Jeżeli miałabym w
jednym zdaniu napisać jak to jest jeździć na takiej szosówce to brzmiałoby to
mniej więcej tak:
Wpinam buty i dzięki sile moich mięśni teleportuje się w inne miejsce, nie
czuję ciężaru roweru wiem, że wszystko zależy ode mnie, a wiatr bardzo wieje w
twarz.
Wielkie WOW jak łatwo się rozpędzić, jak lekki jest ten rower jak bardzo chce się na nim jeździć. Tyle o moim wiosennym zauroczeniu! A o nowych hamulcach to napiszę oddzielny post…. Należy się im!
Dodałabym jeszcze, że zawodnik-amator nie ma fizjoterapeuty na każde zawołanie i lekarza sportowego, o dietetyku i suplach z pogranicza legalności nie wspomnę.
OdpowiedzUsuńzawodnik-amator zamiast fizjoterapeuty ma foam rollera:) zamiast lekarza sportowego - własne odczucia z lat treningu, zamiast dietetyk słucha organizmu, z supli korzysta naturalnych, (czasem dorzuci BCAA). Dzięki temu ma większy fun niż prawdziwy zawodowiec i rzadziej łapie kontuzje:)
UsuńŚwięto-prowdo! Poza tym dla mnie - nie wiem jak dla innych - zagłębianie się w literaturę biegową-fachową jest jednym z fajniejszych zajęć, zaraz po bieganiu i robieniu "planków".
Usuńzawodnik profesjonalista też w większości przypadków nie ma fizjoterapeuty, lekarza, dietetyka, psychologa itp itd :)
UsuńBardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.
OdpowiedzUsuń