Mi entrenador en Barcelona
Nabiegane z trenerem:) |
Lubię wyzwania. Dlatego jak się zorientowała, że mogę umówić się na
trening biegowy dla zaawansowanych to od razu się zapisałam. Wstałam rano
ubrałam: bluzeczkę She Runs the Night z dodatkowymi nadrukami (jest biała a
tutaj ta niepraktyczność się przydaje bo co jak co ale nawet o świcie słońce
mocno już świeci), spodenki The North Face dla ultramaratończyków (jak bieg dla
zaawansowanych to lekkie spodenki też się przydadzą), zastanawiałam się które
buty ubrać (tak, tak zapakowałam dwie pary – Mizuno i New Balance). Wybrałam
Mizuno dlatego, że tutaj jest naprawdę twardo a startówki (NB) mają znacznie
mniejszą amortyzację (zostawiam sobie je na start w Madrycie). Czapeczka, pas z
pulsometru i nowy Timex na rękę. Tadam! Można biegać. Okazało się, że dziś na
trening (oprócz trenera) przyszłam tylko
ja. Nic to. Trener odpytał mnie z moich osiągnięć: średnia prędkość na
treningach, czasy na zawodach itp. Ruszyliśmy. Trener zaproponował tempo
konwersacyjne – 5’30’’ i dyszkę.
Zgodziłam się ochoczo bo nie brzmiało to źle. Nie wzięłam pod uwagę
dwóch rzeczy – dziś w Barcelonie było tak duszno i parno, że jeszcze nie
zdążyłam dobrze zacząć biegu gdy już się spociłam a puls zrobił się wysoki.
Kolejna sprawa, to konwersacja – ku swojej zgubie po hiszpańsku jestem jeszcze
bardziej gadatliwa niż po polsku, do tego jak brakuje mi jakiegoś słowa to
opisuję o co mi chodzi innymi wyrazami – czyli gadam cały czas. Tak, to były
dwa duże utrudnienia. Co nie zmienia faktu, że z treningu wróciłam padnięta i
zadowolona. Biegliśmy najpierw wzdłuż portu, minęliśmy Expo, aż wybiegliśmy z
Barcelony, nawrotkę zrobiliśmy przy cementowni. Z pewnością sama bym tam nie
biegała, parkingi na których w zaparkowanych autach śpią surferzy, fabryka itp.
Gdy jestem w nowym miejscu wybieram zachowawczo – tam gdzie jest jasno i jest
sporo ludzi, jeżeli chodzi o miasto, lub też las to przed siebie i z powrotem
by się nie pogubić. Jak już nabiegaliśmy i nagadaliśmy dyszkę (wg GPSa to było
zaledwie 8.6K) to przyszedł czas na ćwiczenia – wspięcia, rozciągania i jeszcze
więcej wspięć. Średnia prędkość 5’23’’ – nic imponującego jednak jeżeli pod
uwagę wezmę wilgotność, temperaturę i konwersację i dodam do tego, że tylko
jeden biegacz nas wyprzedził, to to był fajny trening. Potem prysznic i można
zacząć dzień. A w planie zwiedzanie i oczywiście trzeba też trochę popływać!
Ale się zgrzałaś na tym zdjęciu ;-D
OdpowiedzUsuńzbiegana byłam ale zadowolona:)
UsuńO jak ja Ci zazdroszczę w ogóle pobytu w Hiszpanii, w szczególe w Barcelonie a już w ogóle najbardziej biegania TAM :D Cudnie :)
OdpowiedzUsuńna takie wyjazdy to ja czekam cały rok:)))
UsuńTeż lubię wyzwania:D
OdpowiedzUsuńAle coś ostatnio bieganie zaniedbałam...^^
oj oj nieładnie....trzeba się poprawić:)
UsuńOch, kobieto, motywujesz mnie niesamowicie!
OdpowiedzUsuń:) to miłego biegowego:)
Usuńhehe - taka czerwona jak ja po biegu powstania :D
OdpowiedzUsuń