She Runs The Night – co jeść przed biegiem?
Ale fajnie, nic mi nie przepadnie. Już z G. jesteśmy zmówione. W
niedzielę, 30 czerwca drugie podejście do She Runs The Night. Start przy Parku
Fontann w Warszawie. Pisałam już o pytaniach, które mi zadawały początkujące
koleżanki (TUTAJ), przygotowałam niezbędnik dla debiutantki (TUTAJ) a teraz
pora na jedzenie.
Co jak co dieta przed zawodami to nie przelewki. Jeżeli nie chcemy
zamiast o biegu myśleć o dostępności łazienki, jeżeli nie chcemy stracić sił w
połowie trasy, wreszcie jeżeli chcemy się szybko zregenerować to podstawą jest
dobre jedzenie. Mam kilka sprawdzonych sposobów – przed porannym biegiem jem
tost z miodem i popijam domowej roboty izotonikiem. Na tydzień przed maratonem
zaczynam pakować węglowodany co w moim przypadku oznacza niekończące się pasta
party. Dbam też o to by jeść dużo owsianki bo oprócz smaku, który bardzo
polubiłam świetnie wpływa na trawienie. Wreszcie, co bardzo trudne przed
zawodami nie ma wina na stole….
Jeżeli chodzi o SRTN to…no właśnie to nie są zawody (choć z
niewiadomych powodów mam mieć przyczepiony chip do buta, a klasyfikacji czasowej
podobno nie ma) więc i z jedzeniem nie ma co się wygłupiać.
Trzy podstawowe rzeczy: w sobotę na imprezie nie pić do upadłego, bo
potem w niedzielę (nawet wieczorem) w czasie biegu wypacanie wina czy drinków
nie będzie „zabawne”.
Po drugie w niedziele zjeść normalne śniadanie, lżejszy obiad.
Oczywiście wszystko w granicach zdrowego rozsądku. Proponuję jeszcze
podwieczorek koło 16 i tym sposobem bieg będzie zabawą a nie utrapieniem.
Trzecia zasada to picie – owszem warto dbać o nawodnienie organizmu, ale
to nie jest maraton tylko 5K. Organizatorzy zapewniają picie na mecie. Jeżeli
planujemy spędzić w miasteczku duuuużo czasu, wystać się po malowanie paznokci
itp. to warto zabrać ze sobą butelkę wody. Tyle. Nie mam pojęcia czy
organizatorzy wzięli pod uwagę, że w biegu będą same kobiety….co oznacza, że
liczba tojtojków powinna być bardzo duża….
Tyle wprowadzenia, dla debiutantek biegowych mam konkretne menu:
Sobota: wieczorem na kolację gazpacho. Nie takie zwyczajne ale z
krewetkami karczochy dają dużo energii to czemu po nie nie sięgnąć? Można
zrobić więcej zupy, przyda się w niedzielę po biegu! (PRZEPIS)
Niedziela: śniadanie owsianka – taka z owocami, pyszna i letnia (PRZEPIS), na lunch lub podwieczorek można zjeść fajne polędwiczki (PRZEPIS) dla tych, które nie lubią lub nie jedzą mięsa to poleciłabym szpinak, do niego ryż i dzięki takiej chińszczyźnie siły na bieganie i plotkowanie nie zabraknie! (PRZEPIS). Jeżeli chodzi o jedzenie po biegu, to myślę, że z racji godziny końca biegu, tego ile zajmie nam dotarcie do domu warto sięgnąć do lodówki po to, co zostało czyli gazpacho albo szpinak….. bo myślę, że na większe jedzenie żadna z nas nie będzie miała siły…. A no i co ważne, po biegu można się wina napić….
Świetne porady :)
OdpowiedzUsuńto co widzimy się na biegu?
Usuńdzięki za wpis, już się nie mogę doczekać biegu! pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńjak coś to mam podpisaną koszulkę:) do zobaczenia:)
Usuń