Kaszel, katar czyli jesień biegacza
Się leczy jak się choruje fot. D.Szymborska |
Już nie pamiętam w którym pakiecie startowym dostałam tabletki na
gardło, na pewno był to jakiś triathlon tego lata. Blaszkę schowałam do domowej
„apteczki”, teraz jesienią są jak znalazł.
Niezależnie od tego czy ubieram się w sposób przemyślany, dbam o
siebie, łykam witaminy, czy też biegam z mokrymi włosami po basenie i a
witaminy dawno wyłykałam – efekt jest podobny – katar a potem kaszel. Kolejność
dowolna.
Nieleczony katar trwa siedem dni leczony tydzień. Jak przystało na
osobę trenującą nie wyobrażam sobie przerwy w treningach tylko z powodu kataru!
Oznacza, to, że katar u biegacza trwa pół jesieni. Ciężko żeby było inaczej.
Mocne treningi osłabiają organizm, dlatego te moje badania krwi czy nie mam
anemii. Anemii to nie mam…ale a..psik….
Z katarem to jest na tyle niebezpiecznie, że jak już przejdzie w kaszel
to robi się zdecydowanie mniej ciekawie. Zakaszleć się w czasie biegu to
jeszcze pół biedy, ale atak kaszlu na basenie powoduje dostarczenie dużej dawki
chlorowanej wody do organizmu.
Jakbym była mądrzejsza i patrzyła bardziej perspektywicznie to
zrobiłabym tydzień przerwy zaleczyła wszystko i wróciła do treningów. Ale nie
jestem. Wiem też z doświadczenia, że owszem wyleczyłabym katar tylko za chwilę,
czyli na przykład kolejny tydzień dostałabym znów kataru. Tym sposobem, nie
trenowałabym przez większość jesieni.
Przyjdą mrozy będzie lepiej. Tak, tak nie żebym czekała na oszronione
brwi i rzęsy w czasie biegania po lesie, ale wiem, że w mroźne dni to się
kataru nie dostaje….
Zatem do zobaczenia jutro na starcie i mecie Biegnij Warszawo, katar,
katarem ale pobiegać przecież trzeba!
Komentarze
Prześlij komentarz