Londyńska restauracja Jamie’go Olivier’a - recenzje dwie
Czekając na wolny stolik można się wina napić i bardzo starannie przeczytać menu fot. D.Szymborska |
Bardzo lubię książki Jamie’go, za to, że Jego przepisy są wykonalne, proste,
niezawodne i nawet przy pierwszym gotowaniu, to co trafia na talerz wygląda jak, to co na zdjęciu w książce kucharskiej!
Do dziś nie wiedziałam, czy to co u siebie gotuję powinno tak smakować,
czy czegoś moim daniom zrobionym według przepisów nie brakuje.
Teraz już wiem. Nie brakuje! Smakują tak jak w restauracji Jamie’go, a
może nawet lepiej!
Dlatego dwie wersje rekomendacji restauracji, obydwie prawdziwe, tylko
z dwóch różnych punktów widzenia.
Sobota wieczorem, na stolik trzeba poczekać, jeżeli nie zrobiło się
wcześniejszej rezerwacji. Pewno, że można było pomyśleć o tym, ale jak się nie
wie o której godzinie dotrę do restauracji to nie ma sensu planować z
wyprzedzeniem.
Miła pani zarządzająca stolikami wręcza brzęczyk, taki jak w
pizzerni albo w kebabie – będzie stolik to będzie świecił i podskakiwał.
Wszystko z imieniem Jamie’go. W tak zwanym międzyczasie barman poleca
ściereczki kuchenne z imieniem Jamie’go i zestawy świątecznych obiadów i
kolacji na wynos, które jeszcze można zamówić......z imieniem Jamie'go na pudełkach.
Czerwone światełko i podskakujący brzęczyk – stolik już jest!
Profesjonalny, zaopatrzony w słuchawkę w uchu pan kelner przyjmuje
zamówienie. 10 minut później przynosi sałatkę Cezara z łososiem.
Sorry Jamie, moja domowa sałatka Cezara jest lepsza!!! fot. D.Szymborska |
Wersja A.
Sałatka jak z obrazków w książce Jamie’go. Do tego tak zwany twist w
postaci cieniuteńkich plasterków blanszowanego kalafiora jako dodatku do
klasycznej sałaty. Łosoś wyborny!
Wersja B.
Ja się pytam gdzie są anchovies? Gdzie sos? I co robi tutaj plasterek
cebuli? Sałatka Cezara to klasyka! Jeżeli w karcie nie przeczytam, że to
autorskie podejście do „tematu”, chcę przewidywalności. Cieszy dobrej jakości
łosoś – duże kawałki – pysznie. Zaskakują grzanki bo w karcie napisane jest, że
to danie bezglutenowe.
Danie główne – wybieram kluski. Niby bez sensu, bo co to za danie w
restauracji, ale z drugiej strony, bardzo lubię przepisy Jamie’go a jego
pomysły na makarony są bardzo smaczne.
Czarny makaron z mulami, kalmarami i dużą ilością chili fot. D.Szymborska |
Wersja B.
Taki makaron to ja robię w domu. Może jest trochę mniej ostry, bo tutaj
kucharzowi dużo chili się sypnęło. Ja to jeszcze nie wrzucam 3 (słownie trzech)
muszelek, tylko jak to jest makaron z małżami to jest ich więcej.
Wersja A.
Nie wnikając czy to przygotowywany w restauracji, czy też kupny suszony,
makaron świetnie ugotowany. Sos ostry, kalmary świetne, małże otwarte i dobre.
Świeży parmezan utarty przez pana kelnera nad moim talarzem.
I co?
Można sobie poskładać A+A = niekoniecznie i B+B = koniecznie. Możliwe
też są kombinacje, i inne równania.
Dla mnie – raz wystarczy. Wiem, że umiem ugotować, tak jak w restauracji
Jamie’go i śmiem uważać, że czasem nawet lepiej.
Jestem pełna uznania, dla kucharza, ba Szefa - potrafi zwięźle, przystępnie i co najważniejsze skutecznie opisać jak postępować w kuchni.
Wniosek – oszczędnym radzę kupić książkę kucharską, dobre produkty i
gotować. Efekt – jak w restauracji.
Oczekującym czegoś więcej niż domowego jedzenia – odradzam wizytę w tej
restauracji. Nie podaje się w niej nic więcej niż w domu, jeżeli gotujemy
starannie, słuchając rad Jamie’go.
Raz byłam, wystarczy, zerknę do książki i coś sobie w domu
ugotuję……będzie jak u Jamie’go w restauracji. Będę się czuła dumna z tego, co
nałożę na talerz, zadbam o dobrej jakości składniki i uśmiechnę się do osób
siedzących przy stole, bo będę wiedziała, że to co jedzą jest tak smaczne jak w
londyńskiej restauracji. A że proste, że domowe….to też ale tak bywa i w
restauracjach……
:) nie spodziewałam się innej recenzji, dla mnie zdecydowanie "A". Natomiast polecam Maze i tej recenzji jestem ciekawa - jesli kiedys bedziesz. Osobiście bylam zachwycona, bylam ok. 15 i mialam rezerwacje, wiec wszystko bylo super sprawnie. Placac rachunek zastanawialam sie czy to juz mnie stac juz na torebke /a raczej bylo stac / givenchy... :) ale wszystko bylo warte kazdego funta, a wyszlo ich sporo.
OdpowiedzUsuńDzięki za rekomendację, tym razem nie dam rady, bo mam już wszystko zaplanowane, ale przecież będą "następne razy....". pozdrawiam
Usuń