Niedzielne bieganie – Hyde Park
Wolny dzień oznacza, że można się wyspać (w miarę), pójść pobiegać,
prysznic, szybkie śniadanie i jeszcze na chwilę do łóżka….
Nie brzmi to zbyt ambitnie, ale za to jaką radość sprawia…. A jeszcze
pod kołdrą można wypić kawę i rozłożyć się laptopem na kolanach….
Orientering to ja mam chyba na trzecie imię….miała być krótka
przebieżka – do parku, chwila po parku i z powrotem. Wyszło…..długo, kręto i w
końcu do Hyde Parku dotarłam, jeziorko obiegłam i znów – wyzwanie trzeba
wrócić!
Niby zerknęłam na mapie, niby wszystko jasne, ale…no cóż – jedną ulicę się
minie, bo pewno druga jest równoległa – nie jest, to się skręci w prostopadłą,
ale ta znów nie dochodzi do tej co ją minęłam…to można spróbować się cofnąć, co
nie zawsze się udaje….wreszcie można zerknąć na przystanek autobusowy i
sprawdzić, czy autobus jedzie w obranym przeze mnie kierunku, jak tak to pobiec
do następnego przystanku….. pewno, że można włączyć nawigację w telefonie tyle,
że co to za bieganie z gadającą maszynką – turn left, turn right…..
Klasyka zdjęć biegowych - najpierw nogi.....fot. D.Szymborska |
Potem selfie - tutaj po rozgrzewce |
Akwen.....fot. D.Szymborska |
W Hyde Parku pięknie, tu jednak jest dużo cieplej niż w Warszawie, inne
rośliny, śliczne kwiaty. Do tego wielkie świąteczna miasteczko – na razie w
budowie, ale czuje się już klimat zbliżających się Świąt.
Łabędzie doskonale,
brytyjsko znudzone, kaczki sępiące kawałki kanapek od dzieci w wózkach.
Wiewiórki – cóż, nie przepadam za nimi….ale było ich dużo i pięknie biegały i
wspinały się po drzewach.
Biegaczy bardzo dużo, tak zwanych „power walkerów” też sporo. Dziś nie
widziałam nikogo jeżdżącego konno, a szkoda bo to ładny widok w parku. Tym razem
też nie spotkałam dziewczyn w burkach, a te zapamiętałam. Kilka lat temu nie
mogłam od nich oderwać oczu – czarne burki, grupa kilku dziewczyn/pań i widać
tylko śmigające buty sportowe…. Potem do tego przywykłam….choć na basenie,
wciąż zdarza mi się nieprzyzwoicie przyglądać pływaczkom w burkach, w Berlinie
byłam zaskoczona jak szybko da się pływać w ubraniu, i nie była to pianka
pływacka, a falujące na wodzie ciuchy!
Wczoraj gdy w deszczu przez kilka godzin jeździłam na rowerze, znajomy
kolarz powiedział, że trzeba być optymistą i pogoda się kiedyś zmieni –
jeździł w okularach przeciwsłonecznych, to ja w takich dziś pobiegałam. Choć
jestem mniejszą optymistką bo nie padało tylko było stosunkowo ciemno (mimo, że
po wschodzie słońca) i bardzo wiało – nic do oka mi nie wpadło!
Naładowana pozytywną energią, chyba się kolejnej kawy napiję…. Miłej
niedzieli wszystkim!
Ps. Poszłam się rozciągać do hotelowej siłowni, maszyny jak maszyny,
ale bufet z herbatą z gorącym i zimnym mlekiem – ot Anglia!
Komentarze
Prześlij komentarz