Berlin Marathon 2015 – relacja
Człowiek dostanie plasikowy kubek z bezalkoholowym piwem i tyle radości, no z medalu też....i całego tego maratonu fot. T. |
Miałam spać, ale wszystko mnie tak boli, że nie mogę usnąć. Pierwszy
raz nie cierpię w aucie, mogę się położyć, spać wprawdzie mi się nie udaje, ale
za to jak wygodnie….
A było tak…..
Śniadanie – gluten, gluten i jeszcze raz gluten z kofeiną i
węglowodanami – czyli bułka z masłem banan i kawa.
Spacer na start, dużo kontroli, sprawdzania opasek na rękach, numerów
startowych, stref do których biegacze byli przypisani.
Jeszcze kolejka do łazienki przed startem, jeszcze rozgrzewka, jeszcze
ostatni łyczek izotonika. Poszła pierwsza fala – baloniki i dreszcze. Ruszamy
(druga fala) – baloników nie ma a dreszcze jeszcze większe.
A tu zegarek nie łapie GPS, nic. Restarty nic nie pomagają. Jedyny
maraton w sezonie a ja nie będę znała prędkości z jaką będę biegła. Mogę
histeryzować, albo uśmiechnąć się i cieszyć się, że na ręce mam napisane
długopisem śród czasy co 5 kilometrów. Uff. Ostatnia próba włączenie – NIC.
Dużo brzydkich słów niewypowiedzianych na głos. Nie ma sensu się denerwować, co
pięć kilometrów będę mogła się przekonać czy biegnę z właściwą prędkością.
Wyzwanie!!!!
Plan ambitny 3.45, co pięć kilometrów sprawdzam – do 35 kilometra idzie
jak po sznurku, znam swój organizm, biegnę równo, stukam w „lapy” i widzę
prawidłowe śródczasy. Ściany nie spotkałam, ale moje kolana stwierdziły, że nie
lubią asfaltu, do tego stopnia, że czułam jak czas przyśpiesza a moje nogi nie.
Ciężko było. Na metę wbiegłam 3.54.
W myśl, że przed biegiem wygląda się lepiej niż na mecie fot. T. |
W drodze na start, przed wczoraj przesłana kurteczka z Lidla, grzała mnie przed startem fot. T. |
Pokazałam sobie, że pomimo bólu, problemów technicznych, biegnę, nie
przechodzę do marszu. Owszem troszkę popłakuję,
ale tego nie widać bo mam okulary, wyzywam też tablice odmierzające
kilometry, od najgorszych, ale tego nie słychać bo to robię tylko w głowie. Mam
do nich ogromne pretensje, że są tak daleko od siebie!
Trasa cudowna, piękna pogoda i kibice na CAŁEJ długości maratońskiej
wycieczki. Bębny, zespoły muzyczne – tym swingowym to mówię dziękuję bo sobie
zwalniam tak ślicznie grają. Wystawione z okien głośniki, sąsiedzkie imprezy,
nastolatki „nawalające” jak szalone w perkusję z tak błogim wyrazem twarzy,
pewno będą grać do ostatniego biegacza, bo kiedy indziej mogą tak walić w bębny
jak nie dziś! Dziewczynka na flecie, wielogłosowy chór….to wszystko na trasie!
No więc, wiem, po czwartym razie, że nie cierpię maratonów, a moje
kolana to nawet nie cierpią bardziej, wiem też, że jak mnie wylosują to
pobiegnę….bo przecież ten medal na mecie, ta atmosfera i ten uśmiech to
zostaje!!!
Wnioski dla mnie: w ciągu 7 tygodni byłam w stanie przygotować się na
tyle, żeby zrobić życiówkę, ale nie na tyle, żeby przyzwyczaić nogi to tylu
tysięcy uderzeń w asfalt – stąd taki spadek prędkości od 35 kilometra. Nie
jestem też do końca pewna co do mojego odżywiania i picia na trasie – niby piłam
w każdym wodopoju, ale niestety iztonik Powebara dla mnie jest niepijalny więc
piłam tylko wodę, i cóż byłam mocno odwodniona na mecie. Co do jedzenia, to
wciągnęłam 2 żele i jeszcze pół trzeciego, czułam, że więcej mój żołądek nie
zniesie, a niektórzy jedli po 6, 7 żeli… choć myślę, że moje problemy od 35
kilometra wynikały z tego, że wcześniejsze treningi były zwyczajnie krótsze, po
3 godzinach wysiłku, mój organizm chciał wziąć prysznic i pójść na obiad, a
kolana to chciały przestać się ruszać. Cieszę się, że doświadczenia, problemy
triathlonowe nauczyły mnie takiej wytrwałości, bo inaczej to bym sobie dreptała
od tego 35 kilometra, a tak biegłam, a może bardziej starałam się biec.
Na mecie medal, reklamówka z jedzeniem i piciem, folijka i piwo……i
wielka niespodzianka, spotkałam kolegę z Warszawy, który biegł w innej strefie,
na inny czas i…. akurat znalazł się w miejscu spotkań z rodziną i kibicami pod
literką S, mimo, że ani nie ma nazwiska ani imienia na S. A mówią, że świat
duży, ten biegowy nie! Można się spotkać w 40 000 tłumie!
A na razie mi zimno bardzo, ale zaczynam się robić głodna….tylko taka
spokojna jestem, że trudno mnie z równowagi wyprowadzić…..
Relacje z mojego pierwsze sukcesu maratońskiego można przeczytać TUTAJ
A TUTAJ jest relacja z mojej maratońskiej porażki, bo ten dystans ma to
do siebie, że jest naprawdę nieprzewidywalny. Myślę, że właśnie dlatego
biegacze tak go kochają i nienawidzą zarazem.
Przyjaciółki zmawiają się na bieganie maratonu wiosennego, oczywiście
teraz mówię NIE-MA-MOWY, ale jak kolana przestaną boleć to pewno zaczniemy
rozmawiać o planach treningowych!
Czad! Gratuluję!
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
Usuńsuper, dobrze że dobiegłaś i przeżyłaś świetne emocje!
OdpowiedzUsuńdzięki, masz rację, emocji było bardzo dużo :) i to tych dobrych - na mecie oczywiście :)
UsuńJesteś wielka. Szacun:-)
OdpowiedzUsuńdzięki :)
UsuńDota, jak schudłaś! nie mogę się napatrzeć :)
OdpowiedzUsuńno i gratuluję wyniku ;)
Jednak przed startami maratońskimi jesienią, trzeba pamiętać, by trochę po asfalcie pobiegać, bo po lecie, kiedy znikamy w lesie, nogi się odzwyczajają i te 42km mogą być bolesne
tak długie wybiegania pomagają w chudnięciu :)
Usuńzgadzam się z Tobą, jak się nie trenuje na asfalcie to potem tak się cierpi, inna sprawa, że sama wiesz jakie są treningi na asfalcie więc nie ma tutaj zbyt dobrego rozwiązania.....i tak, było boleśnie...
Świetnie. Też twierdzę że nigdy więcej, aż do następnego razu.
OdpowiedzUsuńdokładnie tak :)
UsuńŚwietnie. Też twierdzę że nigdy więcej, aż do następnego razu.
OdpowiedzUsuńsuper! wielkie gratulacje. :)
OdpowiedzUsuńdzięki :)
UsuńWow, kiedyś może i ja wystartuję w takim maratonie poza Polską... :) Ogromne gratulacje :) Motywujesz do ciągłych ćwiczeń, biegania... Nic tylko kupować sprzęt, czylibuty do biegania (w końcu dobre) i odzież i biec dalej :-)
OdpowiedzUsuńdziękuję za miły komentarz, kolejny z linkiem/reklamą zostanie usunięty a konto zablokowane.
UsuńPozdrawiam
Dota
dziękuję :)
OdpowiedzUsuń