Jeszcze jedna mila – recenzja książki Pam Reed
Warto przeczytać przed wyjściem na trening fot. D.Szymborska |
- Z Jimem trenowaliśmy trochę,
poznałam go na basenie, potem razem jeździliśmy na rowerach, to były dobre
treningi. Po kilku miesiącach razem ukończyliśmy Ironmana w Kanadzie, wtedy
przyznali mi kategorię PRO.
- Nie za bardzo wiedziałam w co
się ubrać, wybrałam stanik sportowy, spodenki i bluzeczkę, pamiętałam o
czapeczce, mówili, że nie dam rady. Wygrałam Badwater.
- Ciężko uwierzyć, że choruję na
anoreksję. Leczyłam się wiele razy, byłam w szpitalu psychiatrycznym, w
specjalnych ośrodkach. Przed biegiem, który ma 80 kilometrów staram się
pamiętać, żeby coś zjeść, najlepiej muffinkę popitą kawą. Jak biegnę więcej niż
160 kilometrów to piję na trasie, potem jak nie zapomnę to coś zjem.
- Na mecie, to byłam średnio
przytomna, nie spałam długo, przebiegłam 482 kilometry.
Mniej więcej podobnie Pam opowiada o wszystkich swoich osiągnięciach.
Pam jest kobietą! Z żelaza? Nie chyba z tytanu, albo bardziej z
jakiegoś kosmicznego materiału, który nie wymaga dokarmiania i energie czerpie
z powietrza!
Pam, cóż Pam jest tą, która przetrwa wszystko. Z ogromną skromnością
opowiada o tym co działo się w jej życiu, przez te 230 stron staje się dobrą
koleżanką czytelnika. Taką bardziej doświadczoną, wytrenowaną, dziewczyną z
sąsiedztwa, która ot tak startuje w zawodach 24 godzinnych, albo akurat biegnie
jakiś ultramaraton.
Jestem pod ogromnym wrażeniem możliwości fizycznych tej zawodniczki.
Jej wyniki są REWELACYJNE, bo to właśnie ona WYGRYWAŁA na pustyni, nie w
kategorii wiekowej, nie w kategorii kobiet tylko, po prostu PIERWSZA wbiegała
na metę (Badwater)
Myślę, że książkę warto przeczytać, po to by przestać się rozczulać nad
samym sobą. Że strzyknęło, że boli, że może pogoda nie dobra, że w basenie
brudna woda, że pupa boli od siodełka….. te wymówi brzmią tak beznadziejnie, są
takie….żałosne.
Każdy ma inne granice, cele, ale Pam pokazuje, że ten cel można troszkę
przesunąć, nie trzeba od razu o 400 kilometrów, można o 2, 10 czy 30….
Myślę, że w dobrym momencie przeczytałam jej opowieść. Ja tu narzekam
na te długie wybiegania przed maratonem, że monotonne, że takie nudne, że
trzeba….. i z tym zamierzam skończyć…
Książka mi się ogromnie podobała, odebrałam ją jako bardzo motywującą,
choć mam małe obawy, że dla niektórych czytelników i czytelniczek może być tak
daleka od ich rzeczywistości, że jej przeczytanie odniesie odwrotny skutek.
Takie myślenie - Pam jest wyjątkiem, to
nie jest normalna kobieta. Ja jestem inna, nie dam rady – może być
usprawiedliwieniem do pozostania na kanapie z książką na kolanach. Oby tak nie
było, bo Pam napisała o swoim życiu, po to by pokazać, że można zrobić tak
naprawdę wszystko, a granice….zawsze można troszkę przesunąć….
Jeszcze jedna mila, Pam Reed, Wydawnictwo
Galaktyka, Łódź 2015
Nie czytałam tej ksiażki :)
OdpowiedzUsuń