Gotowanie jest coraz modniejsze czyli o nowej kampanii Lidla i KONKURS
Nie będę przepisywać, zdjęcie przyczepie fot. D.Szymborska |
Ogromnie się ucieszyłam z
prezentacji badań socjologicznych – Polacy chcą gotować, eksperymentować
w kuchni i uczyć się nowych przepisów. Nie jakiś tam sondaż, tylko duże
badanie, przeprowadzone w sierpniu, które pokazuje jak ważne staje się dla
Polaków gotowanie.
Tadam – zapraszam na blog!!!
A zakupy to każdy zrobi, gdzie będzie chciał, ale zapowiada się dużo
promocji i ciekawych produktów w jednym z dyskontów….
Tego wszystkiego dowiedziałam się w czasie prezentacji nowej kampanii
Lidla, która startuje już 11 września (www) a potem w TVP 1 (każdego tygodnia
dwie emisje w sobotę 17.15 i niedziela 19.50).
Podoba mi się zamysł kampanii choć będę tęsknić za Pascalem, bo ogromnie mi się lubiłam jego warsztaty (relacja TUTAJ).
Wellman z Okrasą będą gotować ale bardziej o tym jedzeniu rozmawiać,
idea jest prosta – zamiast potyczki dwóch kucharzy, goście, którzy umieją lub
troszkę mniej umieją gotować. Sieć nie rezygnuje z filmów instruktarzowych,
dostępnych w Internecie. Czyli będzie rozrywka i edukacja – to czego, jak
pokazują badania społeczne, chcą Polacy.
Pascal promował jeden (z dwóch) noży szefa kuchni i właśnie TAKI szefowski NÓŻ
można wygrać w konkursie.
Śliczny i praktyczny fot. D.Szymborska |
Zasady są proste, od połowy września Dorota z Karolem będą się śmiali z
kuchennych przygód. A ja ciekawa jestem waszych kuchennych wpadek, anegdotek, a
może po prostu śmiesznych zdjęć. Zdjęcia wysyłajcie mailem na adres:
oneginetatopa[małpa]gmail.com a w komentarzach piszcie o tym co Wam się
śmiesznego przydarzyło. Najciekawsza opowieść (pisana lub fotografowana) wygra,
a bardziej jej autor lub autorka dostanie NÓŻ SZEFA KUCHNI.
Konkurs trwa tydzień! W przyszły czwartek ogłoszenie wyników! Miłej
zabawy!
Kadr z nowej reklamy |
Kadr z nowej reklamy |
Dziś w czasie konferencji prasowej fot. D.Szymborska |
O to w końcu wiadomo co się będzie działo ;-) I ja będę tęskniła za Pascalem.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o kuchenną wpadkę.. Mama uczyła mnie wiele potraw, gdy wchodziłam w dorosłe życie umiałam zrobić sporo, od tych prostych jak naleśniki, kluski lane, po lasagne, paelle itp. bardziej skomplikowane dania. Zupy jednak sprawiały mi problem, jakoś nie za dobrze się z nimi rozumiałam. Gdy już mieszkałam "na swoim" nabrałam któregoś dnia ochoty na barszcz ukraiński. Jako, że pora na świeże warzywa była średnia, kupiłam mrożonkę.
Jeszcze to co przeczytałam na opakowaniu bardziej mnie utwierdziło w przekonaniu, że dam radę ją zrobić. Przygotowałam wszystko według przepisu, ale zupa wydawała mi się jakaś wodnista (no tak wodnista zupa - nowość ;-P ). Niewiele myśląc wrzuciłam do niej dwie garści makaronu, myśląc, że dzięki nim będzie gęściejsza. Po powrocie z pracy zapytałam mojego mężczyznę jak mu smakowała moja zupa. Na co on "całkiem niezłe danie". Pomyślałam jakie danie...i po zajrzeniu do garnka oniemiałam. Makaron
wchłonął calutką wodę i z mojego barszczu ukraińskiego powstała ukraińska ciapaja. Wygląd taki sobie, ale do zjedzenia ;-)
każdy kiedyś zaczynał, choć mam wrażenie, że to nie dotyczy blogerów kulinarnych, bo oni/one ZAWSZE świetnie gotowali... :)
UsuńJak byłem mały, byłem strasznym łakomczuchem ;) Do szkoły chodziłem na drugą zmianę, zostawałem sam w domu, i którymś razem postanowiłem zrobić sobie coś smacznego w sam raz dla łakomczucha ;) Ciasto z przepisu na proszku do pieczenia - babkę piaskową. Robiłem i prawie jeszcze ciepłą zjadałem w całości :O bo nie mogłem się powstrzymać ;) Jak domownicy wracali do domu, zastawali tylko okruszki.. I tak kilka razy.. aż z tego wyrosłem, albo zmienili mi grafik w szkole :O I dobrze, bo to dość monotonna dieta była..
OdpowiedzUsuńczyli umiesz piec!!!!! A ciepłe ciasto ZAWSZE smakuje najlepiej :) dzięki za zgłoszenie do konkursu :)
UsuńMoja historia nie tyle dotyczy mojej wpadki, co mojego męża :) Strasznie jęczał mi bym przygotowała mu kartacze, ogromne, takie jakie zna z Białegostoku. Tarcia ziemniaków było dużo, lepienia, gotowania... wyszło mi 12 kartaczy gigantów. Sama zjadłam 1,5 i padłam :) Były wspaniałe, mój mąż zjadł chyba 5 - tak mu smakowały, nie wiem gdzie on to zmieścił, ale porcja jak dla konia. Ale było mu mało :) Siedziałam sobie w fotelu i czytałam wiadomości na telefonie - kuchnię mamy otwartą na salon - kątem oka widziałam, jak mój mąż skrada się do kuchni. Ściemnił mi, że będzie robił herbatę - minęło 30 minut od kartaczowej kolacji. Więc wytrzymałam by nie wybuchając śmiechem, włączyłam nagrywanie w telefonie i nadal z kamienną twarzą patrzyłam w telefon. W tym czasie mój mąż niczym zawodowy włamywacz, ciuchutko ściągnął pokrywkę z garnka, bezgłośnie ją odłożył, wziął widelec i złapał za 6 kartacza. Spojrzał na mnie, upewnił się czy nie patrzę i władował całego do buzi. Szybko się obrócił plecami, bym nie widziała jak ma wypchaną buzię jak chomik :) Gdy już kartacz został zjedzony, mój mąż ponownie nachyla się nad patelnią i zabiera kolejnego kartacza. Przy trzecim poniosłam głowę i pytam co robi - a on, że tak tylko chciał powąchać i spróbować :D :D Na pytanie, gdzie herbatka? Powiedział, że zapomniał bo tak się zapatrzył w kartacze,ale oczywiscie już nie bedzie podjadał :) Do dziś mam ten film na telefonie i od czasu do czasu go odlądamy wspólnie. Gdy mój mąż zobaczył go pierwszy raz... jego mina była bezcenna :)
OdpowiedzUsuńoj takie nagrania.... :)
Usuńpamiątka na resztę małżeństwa :)
UsuńChyba gdzies przegapilam-- jakie zdjece wygralo? :)
OdpowiedzUsuń