30K po lesie
Z Robertem i Waldemarem już po biegu w "ortalionach" fot. pani z psem |
Oj dziś się działo. Do maratonu coraz bliżej to i dystanse coraz
dłuższe, tydzień temu był Puchar Maratonu Warszawskiego w Miedzylesiu a dziś „prywatne”
wybieganie na 30 kilometrów w Lesie Kabackim. Fajnie było, ale się zmachałam.
Wiem już trochę o tolerancji mojego organizmu na żele energetyczne (napiszę
więcej jak przetestuję wszystkie, które mam a kilka jeszcze zostało). Biegłam z
chłopakami, zgodnie z planem każde 10km szybciej. W Lesie Kabackim tłum
biegaczy, im później tym więcej wyspanych zadowolonych joggerów. Na tle tych
dopiero zaczynających nie wyglądałam najlepiej na tej ostatniej dziesiątce. No
ale nie o wygląd chodzi ale o bieganie! Jak już jesteśmy przy wyglądzie to
kilka słów o sprzęcie. Buty – Mizuno Creation 13 – dalej super! Jestem bardzo z
nich zadowolona, nogi mi się już do nich przyzwyczaiły, muszę tylko pilnować,
żeby nie nabiegać w nich za dużo i nie rozdeptać przed Berlinem. Skarpetki –
krótkie Moose Ultramaratonowe – super nic nie nacierają. Potem CEP te
bezstopkowe podkolanówki – WOW to jest kompresja! Nie wiem jak to wpływa na
prędkość ale wiem, że moim łydkom było po prostu lepiej! Spodenki Nike ¾,
bluzeczka Adidasa różowa bo do butów pasuje. Na jednej ręce Timex Ironman –
super – każdy kilometr to jeden „lap” i tym sposobem znałam prędkość na każde
moje 1000m! Na drugiej ręce Nike+ Fuelband – jak się domyślacie wyrobiłam „goal”,
zrobiłam ponad 32000 kroków. Na głowie czapeczka The North Face – super z
frotowym wykończeniem, tak, że pot nie kapie na oczy.
Nabiegane! Teraz po solance odzyskuje siły i w oddzielnym poście
napiszę o restauracji, bo dziś byłam na pysznym obiedzie!
Komentarze
Prześlij komentarz