|
4 pulsometry - od lewej SUUNTO M5, SUUNTO Quest, TIMEX W260, TIMEX W248 fot. D.Szymborska |
4 pulsometry w rodzinie gdzie 3 osoby biegają. Muszę się przyznać ja
mam dwa! Lubię wiedzieć co się dzieje z moim organizmem, chcę wiedzieć ile
przebiegłam. Już dawno miałam napisać to zestawienie, impulsem jednak była
bardzo niemiła obsługa w sklepie Salomona (Galeria Mokotów), gdzie sprzedają
zegarki Suunto. Wcześniej istniała możliwość wpłacenia pełnej kwoty za zegarek,
przetestowania go przez tydzień i podjęcia decyzji o zakupie. Suunto teraz ma
nowy zegarek Ambit. Niestety nici z testowania, a wydanie prawie dwóch tysięcy w
ciemno to moim zdaniem głupota. Dlaczego? Dlatego, że o tym jak działa zegarek
można się przekonać tylko wtedy jak się z nim pobiega. Co innego super opis na
opakowaniu, czym innym też są recenzje w sieci. O tym czy działa tak jak my
tego chcemy/oczekujemy przekonamy się tylko na treningu. Nie napiszę o
Ambicie bo nie mogę go poznać. Za to opowiem o 4 zegarkach. Każdy na swój
sposób jest super (z wyjątkiem jednego „gadżetu” który niestety okazał się
wyrzuconymi pieniędzmi).
Zaczynamy!
|
SUUNTO M5 fot. D. Szymborska |
|
Źródło: http://www.suunto.com/global/en/products/Heart-Rate-Monitors/suunto-m5/suunto-m5-black-silver |
Suunto M5 – mój pierwszy pulsometr. Działał bez zarzutu do czasu gdy w
czasie bardzo ważnego dla mnie biegu na ostatnim kilometrze po prostu przestał
cokolwiek wyświetlać. Niestety nie zapamiętał również tego biegu. Nic. Życiówka
była ale pomiaru nie. Reklamacja rozpatrzona pozytywnie. Zegarek naprawiony i
gwarancja przedłużona o 2 miesiące. Jednak zaufanie straciłam. Łatwy w
obsłudze, czytelny, lekki. Nie wygląda jak pulsometr więc często ciężko się mu
oprzeć i można go nosić jako zwykły zegarek. Niestety w swojej prostocie nie ma
„lapów”. jednak dla początkujących jest super bo (jak wszystkie następne
zegarki) pokazuje ile godzin potrzeba by się zregenerować po treningu. I wiecie
co Suunto nie kłamie, jak pokaże, że 37 godzin jest potrzebnych do full
recovery to tak jest! W zestawie z zegarkiem jest pas – tutaj nie mam uwag, no
może malutką nie jest łatwo go uprać. Oczywiście dane z zegarka można zgrywać
na komputer – bezprzewodowo, ale w komplecie nie ma „gwizdka” trzeba go
dokupić. Movescount w bardzo podstawowej wersji.
|
Suunto Quest fot. D.Szymborska |
|
GPS fot. D. Szymborska |
|
Żródło: http://www.suunto.com/global/en/products/Heart-Rate-Monitors/suunto-quest/suunto-quest-orange |
Suunto Quest – to już bardziej zaawansowany zegarek. Wszystkie funkcje
co M5 wzmocnione o lapy, podział sportów itp. Do tego, coś czego zupełnie nie
rozumiem – dużo więcej można się dowiedzieć o treningu zgrywając go na komputer
tym razem Movescount jest naprawdę praktycznym programem. Możemy dużo
dowiedzieć się o tym jak naprawdę wyglądał nasz trening. Zegarek nigdy się nie
zepsuł. Można mu ufać jeżeli chodzi o pomiary pulsu. Łączy się bezprzewodowo z
komputerem („gwizdek” w zestawie z zegarkiem). Pas do mierzenia pulsu taki sam
jak w M5 – można stosować zamiennie – rozpoznaje każdy. Dodatkowo mamy do niego
SUUNTO GPS POD – drogą, niedziałającą zabawkę. To wielka pastyla do noszenia na
ramieniu. Ma GPS. Z opisu fajnie – można ją stosować zarówno z M5 jak i
Questem. Tylko niestety to nie ma sensu, bo pastyla satelitów potrafi szukać
ponad 10 minut. Do tego jest niewygodna bo trzeba ją mieć na ramieniu bo jak
włożymy ją do kieszeni kurtki to już w ogóle możemy zapomnieć o jakimkolwiek
„złapaniu” satelity. Oczywiście jak mamy ochotę robić rozgrzewkę, patrzeć na
mrugające lampki i nie przeszkadza nam to, że puls skoczył z nerwów to możemy
poczekać aż GPS zacznie działać. Pastyla od dawna leży w szufladzie. Dlatego
chciałam zobaczyć jak Ambit się zachowuje. Tutaj zdecydowana porażka GPSowa. A
jeszcze Quest jest śliczny, tak po prostu, intuicyjny w obsłudze, i nie można
do niego mieć uwag.
|
TIMEX W 248 fot. D.Szymborska |
|
Źródło: http://www.timex.pl/produkt.aspx?productID=5764 |
Timex W-248 czyli pulsometr na
nadgarstek. Lubię ten zegarek. Nie jest intuicyjny w obsłudze, nie świeci tak
jak TIMEX zwykł całą tarczą ale nigdy mi się nie popsuł. Do tego podoba mi się
ten pomysł by nosić go tak inaczej na ręce – to znaczy nie jest na środku tylko
z boku, dzięki temu jak biegniemy to nie musimy przesuwać ręki by zobaczyć
jakie mamy wyniki. W komplecie z zegarkiem jest „gwizdek” do łączenia z
komputerem, i pas. Pas mierzący puls można łatwo prać bo cały „mechanizm” się
zdejmuje. Niestety „mechanizm” jest dużo większy niż w SUUNTO, ale można się do
niego przyzwyczaić. Zegarek mierzy „lapy”, jest dużo dokładniejszy niż SUUNTO,
ma wygodny przycisk z przodu – start/split. A softwere jest super – naprawdę
zgrywając na komputer można się dużo o swoim organizmie dowiedzieć! A co ważne
cały zegarek można ustawić – parametry, swoje dane używając tylko komputera.
Niestety po wakacjach – morze i ocean, no i chlorowane baseny też pasek nie
jest już tak ślicznie biały.
|
TIMEX W-260 fot. D.Szymborska |
|
Źródło: http://www.timex.pl/produkt.aspx?productID=982 |
TIMEX W-260 to jest kombajn nie zegarek. Ma wszystko. To starszy model
TIMEXa jeżeli chodzi o GPS ale śmiga. Owszem potrzebuje chwili by „złapać”
satelitę ale ta chwila jest krótka. Jest intuicyjny w obsłudze. Ma 7 przycisków
– po 3 z każdej strony i jeden z przodu Start/Split. Obecnie z nim biegam.
Łączy się go przez kabel z komputerem albo ładowarką, bo w przeciwieństwie do
wszystkich poprzednich zegarków nie jest na zwykłą baterię. Ma masę fajnych
funkcji. Ja korzystam z ekranu dzielonego na 4 – patrzę na puls, prędkość i
dystans. Potem podłączony do komputera (przy użyciu takiego samego softwere jak
ten biały zegarek) mogę analizować dane. Najbardziej podoba mi się jak na mapie
mogę zobaczyć gdzie biegłam. Przy dłuższych wybieganiach często się gubię, tutaj
mam opcję wracania do miejsca – czyli zegarek mnie pilotuje bym do domu
dobiegła. Jeszcze tego nie używałam, ale sama świadomość, że mi zegarek pomoże
jest miła! Jest naprawdę dokładny, w sobotę po 30K zgrałam wyniki – GPS raz się
pomylił ale to było w lesie więc ciężko mieć pretensje. Mogłam prześledzić
każdy kilometr biegu – puls, prędkość i zobaczyć na googlowej mapie. I już wiem
nad czym muszę jeszcze popracować. Męczące jest to by pamiętać o tym, że
zegarek trzeba ładować, jednak jeżeli zgrywamy po każdym treningu dane to
automatycznie go ładujemy. Co fajne nie trzeba go koniecznie ładować przez
komputer – w komplecie była też zwykła ładowarka. Zegarek jest wielki, może
trochę śmiesznie wygląda na kobiecej ręce ale działa. A i świeci tak jak lubię
– całym ekranem. W komplecie był jeszcze uchwyt do roweru, ale tego jeszcze nie
przetestowałam więc nie wiem jak się sprawdza.
|
Pasy do mierzenia pulsu fot. D.Szymborska |
To by było tyle o 4 zegarkach z którym miałam przyjemność biegać. Wcale
nie jest mi mało, jak oglądałam Garmin’a, który ma jeszcze alarm
wibracyjny….ehhh gadżety….jednak tak bardzo użyteczne!
Ja używam Suunto m4, nie mam porównania z innymi i jestem zadowolony. Przyznaję, że przydałby się jakiś z GPS (Ambit to małe marzenie) żeby nie biegać z telefonem w celu zmierzenia dystansu ;)
OdpowiedzUsuńSUUNTO M4 nie ma liczenia "lapów" prawda? To jednak przydatna funkcja. Ambita jestem ciekawa, ale tak jak pisałam w ciemno się takich zegarków nie kupuje!
UsuńZ zegarków sportowych teraz czekam, aż casio pro trek wypuści wersję z GPS'em, bo jest już zapowiadana od jakiegoś czasu. Jeśli będzie choć w połowie tak dobry jak nowy smartwatch od G-Shocka to kupię chyba od razu dwa :)
Usuń