„14 minut” – Alberto Salazar – nie polubiłam..
14 minut Alberto Salazar |
Alberto Salazar, Kubańczyk, Amerykanin, biegacz, zwycięzca. Jego życiówki powalają.
Trzy razy wygrał Maraton Nowojorski, nie wspominając o ultramaratonie w Afryce.
A książka wcale nie jest o tym. Jest o głębokiej wierze, pielgrzymce, a przede
wszystkim o 14 minutach śmierci którą przeżył Alberto.
Ciężko się ją czytało. A to wszystko dlatego, że nie polubiłam
Salazara. Nie wydał mi się ani trochę sympatyczny, nie był naturalny. Historia
opowiedziana w książce to przeplatające się wątki biegowo religijne. I tak
okładka, Alberto nie patrzy na mnie miło, wiem, że po tym co przeżył (śmierć
kliniczna) to cud, że w ogóle na mnie spogląda….
Dlaczego go nie polubiłam? Nie z zazdrości, nie z zawiści. Wręcz przeciwnie, jestem pełna podziwu i szacunku dla tak szybkiego biegacza. Salazar zwyciężał wtedy kiedy, biegacze nie mieli takiego wsparcia, zaplecza lekarzy, fizjoterapeutów. On po prostu biegał. Na tyle rewelacyjnie, że zwyciężał wszystko co do wygrania było. Potem przyszedł czas kontuzji, depresji. To duża odwaga przyznać się do swoich cierpień, do przyjmowania tabletek, leczenia. Alberto jest z jednej strony szczery w swojej książce (pisał ją John Brant) z drugiej wydaje się odległy i kreujący swój wizerunek, „sprzedający” tylko to na co ma ochotę.
Dlaczego go nie polubiłam? Nie z zazdrości, nie z zawiści. Wręcz przeciwnie, jestem pełna podziwu i szacunku dla tak szybkiego biegacza. Salazar zwyciężał wtedy kiedy, biegacze nie mieli takiego wsparcia, zaplecza lekarzy, fizjoterapeutów. On po prostu biegał. Na tyle rewelacyjnie, że zwyciężał wszystko co do wygrania było. Potem przyszedł czas kontuzji, depresji. To duża odwaga przyznać się do swoich cierpień, do przyjmowania tabletek, leczenia. Alberto jest z jednej strony szczery w swojej książce (pisał ją John Brant) z drugiej wydaje się odległy i kreujący swój wizerunek, „sprzedający” tylko to na co ma ochotę.
Przeczytałam 229 stron i dalej nie wiem jakim jest on człowiekiem. Znam
jego osiągnięcia, sukcesy i porażki. Wiem, że cudem przeżył. Nie wiem jak
bardzo zmienił się po tych 14 minutach śmierci klinicznej. Nie sądzę, żeby ktoś
oprócz niego wiedział co się w nim się zadziało. Wspomina tylko o problemach z
pamięcią krótkotrwałą…
Nie wiem czy czytałam książkę „biegową”. Nie dużo dowiedziałam się o
treningach, za to poznałam rodzinę Salazara, kubański temperament ojca. Nie wiem
do końca jak biegał Salazar, wiem za to, że raz jak zjadł stek przed biegiem
przełajowym to mu źle poszło. Wspomniał o żonie, o dzieciach, o braku światła w
tunelu. Opowiedział mi historię swojej religijności, ale nie był w tym męcząco
ewangelizujący. Myślę, że nie polubiłam Alberto, bo nie widziałam w nim
prawdziwego człowieka tylko maszynę, która miała tytułowe 14 minut przerwy w
swoim trwaniu.
14 minut. Historia legendarnego biegacza i trenera. Alberto Salazar,
Jaohn Brant, Wydawnictwo Galaktyka, Łódź 2013
To tak jak mnie nie przekonał swoją książką Murakami. Tak jak w życiu - z pewnymi ludźmi dogadujemy się od pierwszego zdania, a z innymi - nie.
OdpowiedzUsuńDla niektórych moich znajomych to bardzo ważna książka....masz, rację różnie to bywa....każdy inny jest a akurat Murakami to do mnie przemawiał...mimo, że nie miał planu treningowego:)
UsuńJeszcze nie czytałam. Mam sporo książek "biegowych" do nadrobienia, czekających na półce, ale już dziś wiem, że na 100% zaprzyjaźniłam się ze Scottem Jurkiem. Przeczytałam jego książkę dwa razy i ciągle mi mało. Śmiałam się, beczałam i znowu śmiałam czytając jego historię. Tak to już jest, że z jednych historii bije szczerość, a w drugich nie ma tego "czegoś". Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń