Co cię nie zabije to cię wzmocni & hiszpański brunch
Brunch fot. D.Szymborska |
Dziś z G. wybrałyśmy się na trening. Nie ma w tym nic dziwnego, czasem
się zmawiamy na lunch a czasem na bieganie. Lało. To też normalne mamy jesień.
Biegałyśmy na Wyścigach. Standard bo to blisko i kółka pomierzone.
Niespodzianką była wielka gałąź która spadła bardzo blisko mojej głowy. Jak to
się mówi miałam szczęście. Jakoś przestało się nam dobrze biec. Oczywiście nie
przerwałyśmy treningu bo nie po to mokniemy przez półgodziny by wrócić do domu
bez wybieganego czasu i dystansu.
Gałęź mnie nie zabiła ale przestraszyła. Tym bardziej, że nie wiało
jakoś specjalnie, owszem bardzo mocno padało. Na szczęście woda z moich Mizuno
szybko wypływa, Asicsy G. bardziej ją chłonął.
Potem szybkie prysznice i brunch. Dziś było hiszpańsko żeby przywołać
słońce i odegnać kolejne gałęzie. Na stole: tortilla de patatas (w chipsami
żeby było szybciej), dwa kubki gorącej kawy (bo jednak ciepło na takim deszczu
nie jest), wędzone papryki konserwowe, ser, masło, rukola i bułki. Potem
jeszcze gorąca herbata. Jeszcze dziś gimnastyka przede mną. No i rower – muszę zmienić
siodełko….i kombinuję co i jak bo zimno i mokro. Tak jak taka pogoda mi nie
przeszkadza jak biegam (z wyjątkiem tej dzisiejszej gałęzi) tak jak jestem w „cywilu”
to nie znoszę deszczu….a jak zawiozę rower rowerem to muszę wrócić piechotą....
Totalnie zmokłe ale zadowolone fot. D.Szymborska |
Komentarze
Prześlij komentarz