TRYB JASNY/CIEMNY

Prawie 50km czyli relacja z Solid Logistics Skoda Poznań Bike Challenge 2015

Selfie na mecie - szczęśliwa i na różowo!


Medal wisi, wspomnienia dobre, dużo się nauczyłam. Tak w największym skrócie wyglądałaby relacja z wczorajszego wyścigu. Jednak, pomimo różowego numeru startowego nie było tak różowo…

Przed wyścigiem trzeba było zadeklarować średnią prędkość z jaką będzie się jechać w czasie wyścigu. Uznałam, że 30km/h przez 50 kilometrów, biorąc pod uwagę jazdę w peletonie to będzie dobre założenie. Pojadę miły wyścig a będę miała siłę na trening biegowy do maratonu, który jakby nie było już za kilkanaście dni. Deklaracji dotrzymałam. Niestety wśród jadący, to bardzo podobnie jak z biegaczami było wielu albo niepoprawnych optymistów, albo niepotrzebnych szpanerów. Pewno, że dobrze startować z pierwszych sektorów, tylko potem tarasuje się drogę innym….

Najbardziej obawiałam się dwóch rzeczy – startu i mety. Początku bałam się dlatego, że pamiętałam ogromny ścisk i problemy ze sprawnym ruszeniem z poprzedniego wyścigu, dodatkowo tam było tak „gęsto”, że liczniki rowerowe wariowały, mam dość popularny model i niestety sygnały się nakładały, tutaj na szczęście start był spokojny, obyło się bez upadków. Najpierw kilka kilometrów po Poznaniu, wyzwania w postaci szyn tramwajowych potem ułożyły się peletony. Trafiłam do bardzo sympatycznej grupy. W większości chłopaki, na różnych rowerach, wszyscy uśmiechnięci, czasem nawet pozwalali dziewczynom jechać w środku. Nie było problemów z dawaniem zmian, były śmieszne sytuacje z tym jak dojeżdżający do naszego peletonu kolarz śmiał się, że „baba ciągnie”, a myśmy po prostu jechali solidnie i sprawiedliwie. Niestety jak dla mnie za wolno, ale tak zadeklarowałam czas, takie miałam peleton. Na horyzoncie nie widziałam innych szybszych, to ja podjęłam decyzję trzymania się z „nimi” a nie wybrałam samotne poszukiwanie kolejnego peletonu, co jak zauważyliśmy w przypadku jednego kolegi, który odłączy się od nas zakończyło się „zjedzeniem i wypluciem” przez nasz peleton.

Trasa pełna wyzwań, jakby to mógł nazwać komentator sportowy, bo zmieniliśmy pasy na drodze, raz lewa, raz prawa strona. Bywało niebezpiecznie jak jechał na nas pilot w aucie a za nim najszybsi kolarze, jechali na czołówkę i pozostało tylko krzyczeć do tych co za nami, żeby zmienili pas ruchu. Taka dodatkowa adrenalina! 


Tu jeździłam, zrzut z zegarka Timex w Endomondo



Trasa ciekawa, tak sądzę, bo jak się jedzie w peletonie to widzi się koło i roweru i wyboje na trasie, widoków to się nie da podziwiać. Równie dobrze mogłabym jechać gdziekolwiek indziej i tak bym nie nic sobie nie pooglądała. Choć wolę nie pamiętać pejzaży a szybko jechać w grupie – coś za coś!

Na 40 kilometrze nagle peleton zaczął się rwać, chłopaki zaczęli przyśpieszać, jechać chaotycznie. Nie wiedziałam dlaczego, trochę się bałam, że nie utrzymam takiego tempa przez 10 kilometrów. Nie potrzebnie się tego obawiałam bo meta była na 45 a nie 50 kilometrze! Efekt – żadnego zaplanowanego super finiszu na „kresce”, ba nawet ostrożne przejechanie mat pomiarowych, tak żeby się nie wywalić, bo zaraz za metą był ostry zakręt w prawo do strefy medali i odpoczynku.

Po sympatycznej jeździe takie rozczarowanie. Podziękowaliśmy sobie za wspólną jazdę, upewniłam się, że to nie mój licznik zwariował (miałam dwa – rowerowy, i na ręce zegarek z GPSem, żeby zgrać trasę) – wyścig był krótszy.

Nie rozumiem jak na tak wielkiej imprezie, świetnie zorganizowanej jeżeli chodzi o start, wolontariuszu informujących o zakrętach, wybojach, dzielnie stojących z wodą i izotonikiami w punktach odżywczych, można było zrobić trasę krótszą niż ta przedstawiona na mapie.

Dostałam medal, wolontariuszka uścisnęła mi dłoń i pogratulowała…..i wtedy poczułam ogromny niedosyt. Nie tak miało być. O strefę czasową to mogę mieć sama do siebie pretensje, choć z drugiej strony miałam pojechać spokojnie żeby móc ćwiczyć do maratonu berlińskiego, z trzeciej strony miałam dużo więcej siły w nogach, z czwartej strony nierozsądnie byłoby się zarzynać i ścigać, bo wtedy wypadłoby mi kilka dni treningowych a na to nie mogę sobie pozwolić, z piątek strony organizatorzy zabrali mi 5 kilometrów, które chciałam szybko i ślicznie przejechać!

Byłam 9 w kategorii K30, 26 wśród wszystkich kobiet (na ponad 300, które ukończyły), choć najbardziej cieszy, że wyprzedziłam prawie tysiąc facetów!

Wnioski dla mnie:

·      Jak chcę się ścigać to ustawiam się w szybszej strefie czasowej,
·      Nie ma co się bać startu jak jest on szeroki i falowy,
·      Dobry peleton to podstawa – dzięki chłopaki i dziewczyny!,
·      Trzeba ćwiczyć dalej i albo wcześniej przejechać trasę albo upewnić się (jeszcze nie wiem jak) jaka jest NAPRAWDĘ długość trasy.

Proponowane wnioski dla organizatorów:

·      Tak trzymać jeżeli chodzi o organizację wyścigu, tylko podawać RZECZYWISTĄ długość trasy,
·      Wprowadzić weryfikowanie w przypadku zapisywania do stref czasowych, może coś podobnego jak jest np. w maratonie berlińskim – debiutanci ostatni sektor, ci, którzy mogą się pochwalić wynikami z wcześniejszych zawodów odpowiednie dla nich sektory,
·      Albo bawełniana bluzeczka do noszenia na co dzień i „szpanowania” w jakich zawodach się brało udział, albo bluzeczka kolarska (rozumiem, że dużo droższa),
·      EXPO – tego mi bardzo brakowało, nie wydałam pieniędzy mimo, że miałam plany zakupowe… (co oczywiście jest dobre, ale…..),
·      Gadżety okolicznościowe, nie było sklepiku, albo ja go nie znalazłam,
·      Brak konferencji z najlepszymi zawodnikami, były tylko takie dotyczące całych zawodów i utrudnień w ruchu,
·      Agrafki – nie wiem dlaczego ich nie było, a przyszywanie numerów startowych zszywaczem na pewno dużo bardziej niszczy bluzeczkę nić wbicie jednej agrafki!

Selfie z kostki brukowej

Piękny medal fot. D.Szymborska

W Termach Maltańskich działa karta Multisport i 60 min było w pakiecie, czyli prysznic i pływanie! fot. J.

Różowy.....fot. D.Szymborska



I co? I za rok będę znów miała trudną decyzję do podjęcia, bo w tym samym terminie odbywa się Festiwal Biegowy w Krynicy, który jest cudowną imprezą biegową…..

Komentarze

  1. Z tym jechaniem w peletonie, to przy wczorajszym wietrze jazda z szybką grupą, dostosowaną do naszych planów, to była podstawa sukcesu. Kilkakrotnie podczas jazdy na 120 km próbowałem odjeżdżać grupce uważając, że jedziemy za wolno. Jak mi się udawało odjechać jakieś 50 m, i nawet widziałem z przodu kolejną grupkę, to w momencie jak czołowo atakował mnie wiatr, to automatycznie odechciewało się dalszej walki i wracałem na tył poprzedniej grupki ;-)

    Po kilku takich próbach jednak jeden z kolarzy z grupki zauważył chyba moją szarpaninę, bo przyłączył się i jechaliśmy razem. Co jakiś czas zmieniając prowadzenie, daliśmy radę odjechać grupce i potem prawie przez cały wyścig jechaliśmy razem, połykając po kolei różne peletonki.

    Tak więc na przyszłość - warto jechać nawet 2 osoby, przy zmianach to już dobrze chroni od wiatru i daje radę jechać na kole. Nie trzeba od razu szukać innego peletonu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, Robert, gratulacje wyniku! Po drugie, masz rację, że wiało, choć wydaje mi się, z tego co słuchałam, to moja 50K trasa była bardziej osłonięta od wiatru, niż Twoja 120K po wsiach....

      Ucieczki z peletony vs bezpieczna jazda na kole to trudne decyzje. Cieszę się, że miałeś z kim jechać, i że kolarz był solidny i zmiany działały.

      Myślę, też, że ze względu na dystans jechało tam więcej doświadczonych kolarzy niż w moim wyścigu.

      Miłe wspomnienia pozostaną i motywacji do treningu nie zabraknie, prawda? :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. dzięki :) też się cieszę bo dobrze mi się jechało, a dziś mnie nic nie boli :) z jednej strony to znaczy, że mogłam dużo lepiej pojechać, z drugiej, że zachowałam się rozsądnie jeżeli chodzi o treningi do maratonu :) pozdrawiam

      Usuń
  3. Nosisz pod kaskiem czapkę? Burżuazja <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa