Biegnij Warszawo, czyli jak pobiec 10 kilometrów
Zrobiłam zdjęcie okładki biuletynu, przyznam, że nie rozumiem, co pan z walizką wchodzący pod auto ma symbolizować... fot. D.Szymborska |
Kilka lat temu słuchałam komentarzy bardziej doświadczonych kolegów
biegaczy, którzy opowiadali o treningach maratońskich, startach, ścianach, o
wszystkim co „poważne”, co MARATOŃSKIE. A ja tu marzyłam (i wciąż marzę) o
dobrych czasach na 10 kilometrów.
To nie prawda, że treningi do biegów na pięć czy dziesięć kilometrów są
lżejsze niż te maratońskie, one są po prostu inne. Owszem długie wybiegania (te
powyżej 20 kilometrów) bardzo dają w kość, ale tempówki, podbiegi, biegi z
narastającą prędkością, kilometrówki, ćwiczenia – to wszystko też „się biega”
gdy startuje się na krótszych dystansach.
Żeby pobiec szybko „dyszkę” trzeba ciężko trenować. To, co różni krótsze
biegi od maratonu, to, to, że można je w najgorszym wypadku przejść,
przetruchtać i zmieścić się w limicie czasu. Troszkę bardziej doświadczeni
biegacze śmieją się z limitów. Pewno teraz wiem, że co by się nie działo
to się w limicie zmieszczę, ale do śmiania z innych mi daleko, pamiętam jak rok
temu przeliczałam triathlonowe limity i….bałam się czy się zmieszczę. Dlatego
pomyślałam, że warto z głową, powagą i szacunkiem podejść do zawodów na
dziesięć kilometrów. A, że to największy taki bieg w Polsce, to tym bardziej
lepiej załapać się do wiadomości telewizyjnych udzielając wywiadu, niż leżąc na
trzecim kilometrze lub walcząc ze skurczami na piątym, bo o innych
scenariuszach wolę nie myśleć…
W zeszłą niedzielę, zanim zaczęło się odliczanie do startu, szef zespołów
medycznych berlińskiego maratonu prosił nas o rozwagę, o to, że jak źle się
czujemy żebyśmy dali spokój, zeszli z trasy. Powiedział bardzo ważne zdanie – maratonów jest wiele do przebiegnięcia, a
życie tylko jedno. Pewno, że brzmi patetycznie, ale to prawda. A „dyszek”
też jest sporo….można jeszcze pomyśleć, że leczenie kontuzji jest bardzo
kosztowne, a nadszarpnięta ambicja troszkę tańsza….
Oto lista, moim zdaniem, ważnych zasad przebiegnięcia/ukończenia BW z
uśmiechem na twarzy:
·
Strefy czasowe – to nie jest wstyd stać z
tyłu, wstydem jest przejść do marszu po pierwszym kilometrze gdy stało się w
strefie „poniżej 45 minut”. Ustawianie
się z przodu, gdy biegnie się wolno to ZŁO! Nie można utrudniać szybkim
zawodnikom dobrego wyścigu tylko dlatego, że mamy takie widzimisię. Nie cierpię
biegów masowych, w czasie których moje założenia czasowe biorą „w łeb”, bo nie da się biec
równym tempem przez zawalidrogi, spowalniaczy i radosne wlokące się grupki.
Każdy ma inny cel przychodząc na start – ścigający powinni mieć szansę biec, a
ci, którzy chcą ukończyć mogą się cieszyć każdym kilometrem w swoim
towarzystwie, nie przeszkadzając innym. Nudny temat, ale bardzo ważny!
·
Rozgrzewka – wielu biegaczy twierdzi, że
rozgrzeje się w czasie biegu. Pewno, że jest to prawda, bo biegnąc rozruszają
swoje mięśnie, tyle, że o kontuzję dużo
łatwiej gdy startujemy z zimnymi mięśniami! Wiem, że trudno robić
rozgrzewkę w tłumie, ale można choć trochę poskakać, porozciągać się…. To jest
wykonalne, pamiętam, że przed biegiem na 10K w ramach Orlen Marathon, były
olimpijczyk potrafił poprowadzić taką rozgrzewkę, że ścisk na starcie nie
stanowił problemu – ot wszystko było bardziej „pionowe”!
·
Odpowiedni ubiór – wiadomo, jak się chce
pobiec BW to koszulka okolicznościowa jest obowiązkowa, ale cała reszta zależy
od nas. Prognozy są świetne, ma być ciepło i nic nie wspominają o deszczu. Nie
przegrzewajmy się, na samym starcie może nam być troszkę chłodniej, ale potem
będzie ciepło a może gorąco!!!
·
Komórka w kieszeni albo specjalnej torebeczce
– w jednym z maili przed maratonem dostałam informację, że kijki do robienia
selfie są zabronione. Pośmiałam się z komunikatu. Wzięłam ze sobą starą Nokię,
taką, której bateria trzyma kilka dni, a zdjęcia są jakości bardziej niż złej, a
z Internetem połączyć się nie da. I przed startem nie miałam prawie z kim
rozmawiać, wszyscy robili sobie selfie, wysyłali SMSy. Dobrze, że spotkałam
dwóch biegaczy z Kostaryki, którzy nie mieli komórek, zgadaliśmy się i do 20
kilometra biegliśmy razem, a opowieści o zupie babci Jose Antonio były świetne…
Pewno, że fajnie mieć zdjęcia z biegu, tylko z doświadczenia wiem, że albo
zdjęcia albo dobra zabawa, a prędkość i zdjęcia to już w ogóle się wyklucza!
Zdjęcie przed startem i na mecie w zupełności wystarczy!!
·
Cicha muzyka – ja to uwielbiam słuchać stóp
odbijających się od asfaltu. Rozumiem, że niektórzy bez muzyki nie pobiegną,
ale MUSZĄ słyszeć to co się dzieje wokoło. Nie chcą słuchać dopingu, ich
sprawa, ale sygnał karetki, ostrzeżenia organizatora, to wszystko musi być
słyszalne!!!
·
Uśmiech – u mnie to naprawdę działa, jak się
uśmiecham lepiej biegam, mam lepsze czasy i…. ładniejsze zdjęcia.
·
Rozsądek – gdy coś boli bardzo (bo tak
„trochę” to nikomu nie powiem, żeby zszedł z trasy) to trzeba zejść z trasy.
Owszem nie będzie medalu, ale będzie zdrowie. Kilka lat temu startowałam na
10km, na 8 kilometrze tak mnie kolano rozbolało, że zamiast biec na życiówkę (a
tak wskazywał zegarek) na metę weszłam spacerkiem….było strasznie, ale dwa dni
po biegu z kolanem było wszystko OK. Do dziś nie wiem dlaczego, tak bardzo
bolało, do dziś jest mi przykro, że nie było życiówki, ale nic mi się nie stało
i to jest najważniejsze.
·
Nawadnianie – jak wysiłek fizyczny będzie
trwał więcej niż 60 minut to warto się napić. Jak krócej i też jesteśmy do tego
przyzwyczajeni to można się napić na 5 kilometrze. Jeżeli na treningach biegamy
„dyszkę” bez picia to teraz też możemy pognać. Jeżeli decydujemy się na picie,
to spokojnie weźmy kubeczek, nie blokujmy trasy i nie rzucajmy wypełnionych wodą kubeczków pod nogi innych biegaczy.
Niezależnie od tego, czy ma to być życiówka, pierwsza dycha czy bieg z
koleżankami wszystkim startującym życzę powodzenia i dobrej zabawy!!!!
Zabawa będzie przednia! Świetne rady.
OdpowiedzUsuńtaką mam nadzieję :) do zobaczenia :)
UsuńMasakryczne są takie zawijdrogi...
OdpowiedzUsuń