Bieganie – Szczawnica – Krościenko (dzień 3)
Pieniny fot. D.Szymborska |
Dziś było ciężko. Za to przynajmniej śnieg nie zacinał w buzię.
Wybieganie, i ujadające psy. Tak w kilku słowach można streścić mój trening. Z
tymi psami to było mało zabawnie. Wiadomo, że na wsi jest dużo psów, często
biedne na łańcuchu ujadają cały dzień. To nie są jakieś groźne bestie, tylko
takie co ugryzą w łydkę i będą dalej biec. Na szczęście żaden mnie nie dziabnął
ale bieganie ze sforą psów pętających się wokół nóg nie należało do przyjemności. Przypomniały mi się
psy, które spotkałam w Pirenejach. Tamtych to się naprawdę bałam – to była wataha.
Tutaj obawiałam się tego, że będę się musiała szczepić przeciw wściekliźnie.
Nic to trening nabiegany. Pooglądałam sobie Dunajec, domy. Spotkałam dużo Romów,
których wciąż władze lokalne starają się osiedlać. Widziałam specjalny ośrodek
wybudowany za unijne pieniądze (jak głosił napis), pamiętam go sprzed roku. Był
śliczny, nowy, teraz jest już bardziej ruderkowaty, a Romskie dzieci mnie
dopingowały.
Wróciłam, odśnieżyłam auto, zrobiłam pranie ręczne i padłam. Dziś
wycieczka do wód a potem pływanie. Przekonuje się coraz bardziej, że nie jestem
fanką uzdrowisk, choć śmiałam się gdy wbiegając do Szczawnicy przeczytałam
tablicę – Uzdrowisko SPA. Europejsko się zrobiło…
Samogrzmotka odbiciowa fot. D.Szymborska |
Szczawnica fot. D.Szymborska |
Komentarze
Prześlij komentarz