TRYB JASNY/CIEMNY

Kamień na etykiecie czyli kolejne wino z Nowej Zelandii


Nelson, Sauvignon Blanc fot. D.Szymborska


Nelson 2011, Sauvignon Blanc czyli 9.8 jednostek dobrego alkoholu. Czasem jest tak, że człowiek się śpieszy, nie jest w sklepie z winami tylko w małych delikatesach, nie ma z kim o winie pogadać, ba nawet gorzej nikt go tam nie zna i nie powie – Dota tego nie znasz, weź to w twoim stylu. Wtedy nie googlując na komórce albo biorę to co znam – tak zachowawczo – nie będzie zaskoczenia ale będzie klasyka – wychodzę z Chablis. Lub też kieruje się historią – na zasadzie, z tego regionu wino smakowało tak a tak, to czemu nie spróbować nowego.

Z Nelsonem z Marks&Spencer było dokładnie tak. Nowa Zelandia, Appleby – będzie zioło, może trochę miętowo, mineralnie i może lekko kwasowo. Odkręcamy butelkę (bez korka) i proszę bardzo co jest – jasny kolor, duża mineralność, zioła – przenosimy się w krainę z Władcy Pierścieni. Lekko wieje, winogrona nie są przegrzane, a rodzeństwo Chris i Hidi Seifried zrobiło kawał dobrej winiarskiej roboty. Wyszło im zbilansowane wino, takie, które pasuje do miejsca, etykiety i sklepu też. M&S charakteryzuje się tym, że zamawia wina klasyczne. 

Idealne dla początkujących enologów – one mają smakować książkowo w zależności od tego skąd pochodzą i z jakich szczepów. Taki papierek lakmusowy dla regionów i smaków. Dobry papierek, pyszny kieliszek – idealny na weekend. Jednak znajomym na eleganckiej kolacji serwowałabym wina, które zaskakują, są inne. Zrobiłabym jedynie wyjątek z Chablis. Bo to sklepowe jest idealnie wywarzone. Szkoda, że białego się nie dekantyzuje, bo jestem pewna, że wszystkim by dużo bardziej smakowało niż takie-wino-z-delikatesów.

Komentarze

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa