Vincent czyli bagietki na Nowym Świecie
Vincent na Nowym Świecie fot. D.Szymborska |
Są takie miejsca, które zawsze są otwarte. Takie, w których nie ma
Świąt, takie pachnące…świeżym pieczywem. Vincent na Nowym Świecie. Drogo, z
beznadziejną obsługą, która z uśmiechem kłębi sią za ladą i powoduje super
długie kolejki. Taki mają klimat! Są jeszcze dwie „filie” Vincenta, ale tam nie
ma klimatu - zamieszania we francuskiej
kawiarni.
Bagietki, chleby i magdalenki to jest to co mogę polecić. Ciasta, dawno
nie jadłam może coś się zmieniło, ale jednak miejsce, które jest piekarnią a
nie cukiernią oznacza dobre chleby i bagietki i (często) przeciętne torty i
ciasta.
Jajko od wybieganej kury z bagietką z Vincenta fot. D.Szymboska |
Ważne są też godziny otwarcia – od 6.30 do 23 niezależnie od dnia.
Przed północą jem tylko w Sylwestra a zanim dojadę to już otworzą – czyli jak
dla mnie 24/7!
Dziś na śniadanie jajko na miękko i kanapka. Jutro jeszcze będzie
szaleństwo bagietkowe a potem koniec…bo próba z paleo się zacznie…. Zobaczymy z
jakim skutkiem i jak na długo.
Pogoda dziś brzydka tym bardziej się cieszę, że wczoraj biegałam w rześkim
lesie i pływałam (też na dworze). Nie wspominając o braku szczęścia u food
truck’owców, bo kto ma ochotę jeść burgera pod parasolem….
Komentarze
Prześlij komentarz