Biegnij Warszawo – relacja zajęczycy na 65 min
Przed biegiem fot. G. |
Po pierwsze G. i T. zrobili życiówki – GRATULACJE! Od tego trzeba było
zacząć, a teraz po kolei.
To ja byłam tą z różowymi balonikami. Przyszłyśmy na start wcześniej,
na spokojnie, wtedy jeszcze nie było kolejek do łazienek, których organizator
postawił zdecydowanie za mało. Potem punktualny start – super! Na starcie
udzielałam rad co do picia na trasie, samego biegu. Obiecałam równe tempo i
słowa dotrzymałam! Biegło ze mną sporo osób, wyprzedzające pytały się czy jak
przyśpieszą to będą kolejne baloniki. Nie było. Niestety organizacyjnie to BW
nie wyszło najlepiej. Nie było stref czasowych przy starcie. Jak to bywa
wolniejsi i debiutanci byli z przodu. A szczytem wszystkiego była mata na
drugim kilometrze – wyobraźcie sobie (ci, którzy nie biegli), że nagle zamiast
biec całą szerokością jezdni WSZYSCY mają wbiec na mniej niż JEDEN PAS bo
inaczej ich czas nie zostanie zmierzony! Mega wąskie gardło. Musieliśmy iść. Na
szczęście potem już aż tak wąsko nie było ale znów na 5 trzeba było się gnieść.
Po 4K – fajna niespodzianka od pomarańczowego banku – dym i muzyka. Kolejna
rzecz – punkt z wodą. Bardzo mili wolontariusze, którzy nie byli w stanie
obsłużyć biegaczy. Mieli miski z wodą i kubeczki w woreczkach – to wszystko
wiem bo sama nalałam sobie jeden kubek a drugi wzięłam dla G. Znów niepotrzebna
strata czasu. Kolejne „niespodzianki” zwężenia trasy, obstawione nie zwykłymi
barierkami ale czymś dziwnym, co spadało z hukiem. Mam nadzieję, że nikomu nie
na nogę. Potem już było fajnie…wiadomo z górki – i w przenośni i dosłownie bo
podbieg mieliśmy już za sobą a zbieg przed sobą. Na 7 leżał pan w folii
termicznej i czekał na pomoc. Potem było jeszcze smutniej, dużo karetek. Fajny
doping pod palmą.
Z ekipy biegnącej od początku do końca została tylko G. i T. Na
dziewiątym usłyszeli żeby LECIELI. I dokładnie to zrobili, dlatego na początku
postu mogłam im pogratulować. Mnie też roznosiło, ale jak przyczepiłam sobie
balonik to truchtałam w zadanym czasie.
Spotkałam panią Karinę – biegła w słuchawkach, znajomą redaktorkę
portalu parentingowego, C. z którym znaliśmy się z forum o TRI, znajomych z
Parkrunu.
I tym sposobem dotruchtałam do mety. I tutaj zaczęło się czekanie. Nie
do końca wiem na co, ale zajęło to dobre kilkanaście minut. W międzyczasie
musieliśmy się tłoczyć by przepuścić karetki. W końcu medal, woda i do domu. Z
balonikami bo mi nie uciekły.
Podsumowując – praca zająca jest ciężka i wbrew pozorom stresująca bo
coś ludziom obiecujesz – równe tempo i zadany czas. Udało się!
Organizacja – cóż można oczekiwać więcej, a zwężenie trasy do takiego
stopnia to naprawdę coś niedopuszczalnego!!!
To co do zobaczenia za rok! I ustalimy na ile zajęcze! Ale w
międzyczasie jest jeszcze dużo do nabiegania!
A teraz trzeba coś zjeść, za chwilę pan kurier przyniesie pizzę…. Mam nadzieję,
że będzie to w zadanym i opłacony czasie!
Przed startem fot. G. |
Medal fot. D.Szymborska |
właśnie przeczytałam, że jedna osoba zmarła na mecie - straszne
OdpowiedzUsuńSerdeczne pozdrowienia dla Pani :* mijałam panią przed palmą, obok Spartan i tłumaczyłam koledze że wcześniej pokazywałam mu pakiety startowe na Pani blogu :D świetna inicjatywa z tym balonikiem :D od razu poznałam po koszulce :D mam nadzieję, ze do zobaczenia na następnym biegu :D
OdpowiedzUsuńdo zobaczenia:) i gratuluję biegu:)
UsuńA ja biegłam ze znajomym, który specjalnie z Łodzi przyjechał. Przegadaliśmy cały bieg, jednak wątpliwe atrakcje, o których piszesz, nie uszły naszej uwagi.
OdpowiedzUsuńCzyli: to zwężenie na samym początku i wielkie WTF!! na twarzach biegaczy i deptanie sobie po nogach. Kolejna sprawa wodopój, czyli woda w butach i całe nogi pooblewane, to akurat było nawet zabawne i mi nie przeszkadzało specjalnie. Bardziej obawiałam się tego, że po takiej wodzie zaczerpywanej ze wspólnego korytka mogę mieć jakieś rewolucje brzuszne, na szczęście nie miałam. Poza tym bardzo uważałam pod nogi mając w pamięci Twoją historię z wywrotką z maratonu berlińskiego. Potem odcinek z tymi zaporami, które spadały z hukiem i też się obawiałam, że komuś to w końcu krzywdę zrobi. Pana w folii NRC też widzieliśmy, jakoś w połowie drogi między rotundą a palmą. Zaś ten nieszczęsny wypadek musiał się zdarzyć tuż przed naszym przekroczeniem mety, bo trafiliśmy na moment zwężania. Czyli biegacze nie wbiegali całą szerokością, a tylko połową; potem - przepuszczanie karetki w kolejce po medal.
Podsumowując - tak się zagadałam, że wykręciłam czas lepszy o 3 minuty niż w zeszłym roku. Jednak sądzę, że to przez totalną zmianę trasy - podbieg przy Belwederze został zupełnie wycięty i uważam, że trasa została tym sposobem pozbawiona jakichkolwiek trudności. Mimo fajnej atmosfery i dobrych wspomnień, za rok nie pobiegnę - cena pakietu odstrasza. Uważam, że w Warszawie i okolicach są biegi o wiele tańsze, mniej komercyjne, a z równie fajnym klimatem. Można o nich przeczytać choćby na Twoim blogu.
Zaś nieszczęśliwy wypadek bardzo dobrze podsumował mój osobisty chłop: jeśli ktoś wybiera się polować na tygrysa, to niech przynajmniej dowie się jak on wygląda.
Udało mi się wyprzedzić Zająca ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia,
Marcin
to super:)
Usuń