|
Ninja ubrana w: czapkę The North Face, kołnież The North Face, kurtkę Adidas fot. D.Szymborska |
Poniedziałek to podbiegi. Pod domem prawie mam górkę. To rzadkie w
Warszawie. Dawno tam nie biegałam, i jakie zmiany – nie ma już zarośniętych
ogródków działkowych. Wcześniej przestały być ogródkami stały się jednym
wielkim gąszczem drzew owocowych, krzewów. Latem było tam ślicznie i menelsko
jednocześnie. Teraz (dlaczego zimą) trwają prace budowlane – grzeczne alejki,
kosze na śmieci i ławeczki – wycieli chyba połowę drzew nie wspominając o
krzakach. To będzie park. Tak chyba najłatwiej – wyciąć, uklepać zamiast
pomyśleć jak można zachować fajny gąszcz. A podbiegi dziś – co to była za
radość. Moje Salomony się w ogóle nie ślizgają! Po prostu trzeba wbiegać i
tyle! Nie ma to tamto. Wyślizgane przez sanki, wydeptane przez dzieci –
Salomony dają radę! A przez to przetrzebienie starych ogródków działkowych
wbiegi na górkę nie odbywają się w ciszy, nie słyszę swojego oddechu tylko auta
w Dolince Służewieckiej. Bieganie w zimie ma to do siebie, że do domu wracam
przemarznięta. Nie chodzi o to, że marznę w czasie treningów. Nie. Jednak, jak
przychodzę „do ciepłego” to potrzebuję czegoś ciepłego. Dlatego dziś hibiskus z
miodem. Szybko się robi – wystarczy hibiskus zalać wrzątkiem, dodać miód i
poczekać aż fusy opadną. Pycha! I cieplej!
|
Moja górka fot. D.Szymborska |
|
Rozgrzewający hibiskus z miodem fot. D.Szymborska |
Komentarze
Prześlij komentarz