Świat jest pełen podjazdów….
Szpan owijki na podjazdach i przy mostku fot. D.Szymborska |
Po ostatnim tri starcie zdałam sobie sprawę, że z jazdą rowerem jest
podobnie jak z bieganiem. Tylko trochę trudniej…. By mieć siłę biegową robię
podbiegi, by mieć siłę rowerową jeżdżę podjazdy.
Zapakowałam rower do auta i pojechałam na Agrykolę. Nie cierpię jeździć
w normalnym ruchu, powiew tira to coś czego się boję i staram unikać.
I tak sobie śmigam te podjazdy, pracuję nad kadencją, kręcę jak
szalona. Wyprzedzam rowerzystów, biegaczy. Do czasu gdy dostrzegam zawodowców.
Chłopaki dawały czadu, Tych już nie wyprzedzałam….
Od lepszych można dużo się nauczyć. Dziś ćwiczyłam szybkość pedałowania
i zakręty. Śmiesznie to brzmi ale tak było.
Najpierw mozolnie kręcąc jak szalona wjeżdżałam na górę, zawracałam i z
obłędem w oku zjeżdżałam w dół. Potem zakręt, jeden drugi i czynność powtórzyć.
Najciekawsze dla mnie jest to, że wiele razy biegałam podbiegi na
Agrykoli ale jakoś nigdy nie skojarzyłam tego miejsca z treningiem rowerowym.
Podbiegi się biega, a podjazdy jeździ – jedno miejsce tyle przyjemności i
możliwości.
Spotkałam znajomego trenera, wczoraj widzieliśmy się na stadionie, dziś
na podjazdach, zastanawiał się czy jutro będę pływać w kanałku przy Łazienkach.
Ano nie będę bo mam trening na Inflanckiej….
Ja kilka razy byłam zmuszona podjechać Agrykolą wracając z dołu. Ale podjeżdżania nie lubię bardzo, oj nie lubię.
OdpowiedzUsuńBez podbiegów/podjazdów nasze życie byłoby nudne i mało pouczające.
OdpowiedzUsuń