24 Bieg Powstania Warszawskiego – relacja
Rekonstrukcje strojów powstańczych fot. D.Szymborska |
Było mniej gorąco i duszno niż rok temu, ale cieplej niż dwa latatemu…Biegłam z przyjaciółką bo to był jej pomysł. Sama idea biegu,
wyzwoleńczość, patos, historyczność, śpiewanie Roty – w tym zdecydowanie się
nie odnajduję. Nie wspominając o strzałach, detonacjach nadawanych z głośników,
przebieraniu dzieci w powstańcze ubrania, sądzę bez opowieści o tym jakie były
ich szanse na przeżycie. Tyle o otoczce biegu. Znicze też były, ale na
szczęście nikt nie ustawił ich na starcie.
Biegłyśmy z Anią spokojnie. Z niewiadomych przyczyn mój zegarek zrobił
dywersję i zdecydował się nie znaleźć satelity. Został sam stoper. Trudno. Były
oznaczenia co kilometr. Miałyśmy pobiec na 30 minut i tak pobiegłyśmy. Było o
12 sekund więcej, ale żadnej z nas to nie zmartwiło. Do tego ja dawno się nie
cieszyłam z takiego czasu….noga nie bolała! Stopa nie dokuczała! Teraz trzeba
spokojnie wrócić do treningów. Sama wiem, że nie mogę szaleć, że małe metoda
małych kroczków jest bardzo potrzebna bo inaczej znów sama siebie na własne
życzenie wyłączę z treningów.
Nasze bluzeczki, pożyczyłam Ani buty na bieg - dobrze, że mamy ten sam rozmiar, rekonstrukcja, na mecie w ciemności i z uśmiechem i medal fot. D.Szymborska |
Przez półgodziny w takim tempie to można się nagadać. Obydwie jesteśmy
gadułami więc 5K to zdecydowanie za mało by być na bieżąco z tym co o której
słychać. Taki półmaraton to biegnięty na 2h to byśmy przynajmniej trochę sobie
poplotkowały….Nic to na „dychę” się nie porywałam bo trener powiedział 30 minut
biegu potem marsz, no więc pobiegłyśmy 30 minut a potem maszerowałyśmy po medal
i napój i banana.
Medal, bardzo nawiązujący do jednej z naszych bojowniczek – Maszy – to
ona wyszła kanałami z Getta by dalej walczyć w Powstaniu.
Potem długa kolejka
po słodki izotonik AA i banana. Wygląda na to, że bieg osiąga swoją masę
krytyczną, albo wszyscy planowali pobiec go na 30 minut – już kilometr przed
metą był taki tłok, że ciężko było kogokolwiek wyprzedzić, jedynie ci
maszerujący schodzili na bok. Tłum. Medal powieszony na szyi z gratulacjami od
wolontariuszki – zawsze się z tego cieszę. Potem kolejki po picie i jedzenie.
Ania poprawiła czas o 4 minuty w stosunku do startu sprzed dwóch lat.
Mnie nie bolała noga, a plan Ani by opowiedzieć o dwóch bojowniczkach, pokazać
ich twarze, zrealizowany.
Sara i Masza przestały być anonimowymi bojowniczkami,
miały swój wieczór. Coś więcej niż wywiad udzielony Grupińskiej, coś więcej niż
notka historyczna.
Sara i Masza na ten bieg stały się postaciami, który pamięć
nie zniknęła. Ala Beryt z krakowskiego JCC dzięki dostępnym zdjęciom stworzyła
ich portrety.
Jeżeli większość z nas potrzebuje obrazków do życia, to nasze (z
Anią) plecy były tym nośnikiem pamięci. Czy za rok pobiegniemy to nie wiem, bo
ja dalej nie jestem przekonana do idei biegu, choć z drugiej strony, jeżeli
można go inaczej wykorzystać to czemu nie?
Na Karowej wyprzedziłyśmy dziewczynę, która miała na plecach, agrafkami
przypięte zdjęcie powstańca z opisem jego osoby. Literki były drobne, nie
mogłam tego przeczytać, wszystkie biegłyśmy ale jak widać pomysł Ani nie był
odosobniony.
http://mspietka.blogspot.com/2014/07/bieg-powstania-warszawskiego-okiem.html Jak cieszy medal, to wstawiam. Nas też cieszy rozdawanie ich.
OdpowiedzUsuń