Berlin Marathon, 3:57:52
Medal fot. D.Szymborska |
Ahhh. Siedzę w aucie z komputerem na kolanach, jest mega nie wygodnie.
To nie z powodu komputera, lecz dlatego, że WSZYSTKO mnie boli. Próbowałam
spać, nie da się tyle we mnie wciąż emocji. Zaczęłam od końca, czas wiadomy, to
można spokojnie opowiedzieć co się działo.
Śniadanie – przywiozłam ze sobą do hotelu toster, chleb i miód. Dzięki
temu zgodnie z planem mogłam zjeść tosty i popić izotonikiem (nie domowym ale
gotowym). Potem spacerkiem na start. Startowałam z sekcji F (było ich do H plus
specjalna dla power walkers). Niemiecki porządek, nikt się nie przepychał. Nie
czekałam zbyt długo na start bo moja grupa (E i F) wystartowały tylko 8 minut
po czołówce! Ja start przebiegłam 13 minut po profesjonalistach. Postanowienie
było proste, złamać 4 godziny i pobiec jak najlepiej. Ucieszyłam się gdy
wypatrzyłam dwóch pace maker’ów z balonikami 4h. Zmartwiłam się chwilę później,
gdy pierwszy pace maker puścił balonik. 4h poszybowało w niebo. Potem drugi
pace maker również „zgubił” balonik. Do tego pani pace maker biegła bardzo nie
równo raz 5:20 raz 5.50 a czasem 5.10. Zrezygnowałam. Zdecydowałam się biec zgodnie
z rozpiską. Długopisem na ręce napisałam sobie śródczasy. A teraz o maratonie.
WOOOOW! Przez całą długość trasy był doping. Ludzie wystawiali swoje prywatne
punkty żywieniowe, można było zjeść arbuza w dzielnicy arabskiej, u Hiszpanów
na biegaczy czekał jamon. Berlińczycy byli profesjonalnie przygotowani do
dopingu. Mieli krzesełka, parasolki. Co kilkaset metrów grała orkiestra – od
nastrojowego jazzu przez rock, orkiestry dęte do bębnów. To właśnie bębny
nadawały ton. Bębniarze ustawieni pod mostami „dawali czadu”. Pod jednym z
wiaduktów, dźwięk, rytm i tępo było takie, że aż się popłakałam i cała drżałam.
To było coś dziwnego, coś co będę pamiętać. Przy trasie biegu stały też
platformy, panie tańczyły sambę. Trochę żałowałam, że nie jestem Dunką bo z racji
tego, że w maratonie startowało prawie 6 tysięcy Duńczyków i Dunek ich doping
był bardzo widoczny – stali na każdym kilometrze wyposażeni w krowie dzwonki.
Koniec biegu to wrzask tłumów, kołatki. Czułam się jak gwiazda.
Teraz kilka ciekawostek z trasy: pan sikający do butelki w czasie
biegu, potem ją zakręcił i wyrzucił w krzaki, pomocne ręce dla wszystkich
którzy upadali – wszystkim zależy na wyniku jednak pomagają. Masę różnych
smaków żeli energetycznych na trasie. Były też smutne momenty: karetki na
sygnale zwożące zawodników. Stosunkowo dużo ludzi idących ostatnie kilometry –
a biegli na wynik poniżej 3:45. Im bliżej było do mety tym więcej biegaczy
leżało na noszach opatrywanych przez lekarzy. Nie wszyscy też doczytali
dokładnie mapę biegu – przebiegnięcie Bramy Brandenburskiej to nie był koniec,
brakowało jeszcze kilkuset metrów.
Oprócz bębnów z pewnością zapamiętam gardłowe krzyki schnell Cóż ten doping, pełen dobrych
intencji u mnie spowodował gęsią skórkę, filmy, literatura o okupacji i
holokauście zrobiły swoje. Nie wspominając o okrzyku hände hoch – po to by ładniej wyglądać na zdjęciu.
I tak to minęły mi niespełna cztery godziny biegu. Potem kolejka po
medal, wyzwanie w postaci rozsznurowania buta by oddać chip, wreszcie
grawerowanie medalu. Prysznic, obiad składający się z kanapki z serem i piwa –
ohh jak dobrze smakowało. A teraz, nie będę pisać co mnie boli bo boli
wszystko. Jeszcze tylko na koniec o tym, że ludzie mi się na stacji benzynowej
dziwnie przyglądali. No dobra nie chodziłam zbyt ładnie i nie zdjęłam medalu.
Przecież go wybiegałam!
Podobno wszyscy po pierwszym maratonie mówię, nigdy więcej po czym
zaczynają szukać kolejnego. Różny jest tylko czas w jakim dochodzą do tego, że
maratony uzależniają.
3:57:52 tyle było, na analizę biegu poczekam, bo na razie myślenie o
czymkolwiek jest nie lada wyzwaniem.
Rewers medalu fot. D.Szymborska |
Dawno temu w Grecji, Maraton |
ogromne gratulacje!!!
OdpowiedzUsuńból przejdzie, a satysfakcja zostanie na zawsze :)
dziękuję:) co bólu to przyczepiłam dziś filmik na blogu - z maratonu w Londynie ale efekt u mnie podobny:)
UsuńGratuluję i zazdroszczę, bo atmosfera musiała być naprawdę niezwykła :D
OdpowiedzUsuńtak warto było tam pojechać! nigdy nie biegłam w tak dopingowanych zawodach - to było cudowne!
UsuńSzacun! Taki maraton to musi być wspaniałe, niezapomniane przeżycie!
OdpowiedzUsuń:) tak tylko na razie nie ma zdjęć...a lubię mieć takie pamiątki:)
UsuńGratulacje!!! Ale się uśmiałam z tych ludzi, którzy dziwnie Ci się przyglądali na stacji benzynowej :):):)
OdpowiedzUsuń:) dziekuję!
UsuńCo tu dużo gadać - miałam ciarki czytając Twoją relację. Wczoraj razem z moim chłopem kibicowaliśmy warszawskim maratończykom i też widzieliśmy bębniarzy! Muszę przyznać, że trochę żałowałam odłożenia startu w swoim pierwszym w życiu maratonie na przyszły rok, jednak - co się odwlecze to nie uciecze. Gratulacje! Mnie tabelki u Gallowaya pokazały 5h, przy obecnym poziomie, dlatego tym bardziej szacun. Cóż, pozostaje trenować pilnie :).
OdpowiedzUsuńo powodzenia biegowego!!! jak coś to duże maratony są też na wiosnę:) więc nie trzeba tak długo czekać. Tabelki Gallowaya są sensowne przy założeniu, że trzymasz się jego metody. Ja używam kalkulatorów biegowych, choć niestety prawdą jest, że maraton to inna bajka niż wszystkie krótsze biegi!
OdpowiedzUsuńPrzewściekle gratuluję!
OdpowiedzUsuńLedwo przebiegam 10 km, ale po przeczytaniu Pani relacji, zaczęłam kombinować, jakby tu gdzieś ten maraton wcisnąć:) Na czerwiec planowany jest pierwszy w moim mieście (Lublin), pozostaje tylko poszukać jakiegoś planu treningowego :)
Życzę szybkiej regeneracji i do zobaczenia na Biegnij Warszawo :)
Powodzenia:) na Biegnij Warszawo będę truchtać:))
UsuńWoooW Gratulacje!!!!! Trzymam kciuki za kolejne sukcesy. Mój pierwszy maraton jeszcze przede mną. :)
OdpowiedzUsuńKciuki się zawsze przydadzą, a jestem przesądna więc nie dziękuję:))
UsuńCzytałam najpierw sama, a potem T. na głos - jesteśmy pełni podziwu (jak można tyle biec!), a relacja świetna. :)
OdpowiedzUsuńdzięki:) to może któreś z Was za rok pobiegnie:)))
UsuńWspaniale, przyklekam na kolanko i gratuluje. Jestem pełen podziwu dla maratonczykow. Kiedy nastepny maraton? Podobno trzeba kuć żelazo puki gorące ;) Jeszcze raz wielkie uznanie i gratulacje.
OdpowiedzUsuńsuper emocje !
OdpowiedzUsuń