TRYB JASNY/CIEMNY

ESPANA ETA EUSKADI PODSUMOWANIE


Dota w masywie Mote Perdido fot. T.


Było nie było 1 wrzesień coś znaczy. Koniec wakacji. Straszne prawda? To czas podsumowań. 
EEE – Espana eta Euskadi to był (prawie) miesiąc biegania w cudownych miejscach, jedzenia przepysznych dań. Jeżeli miałabym w jednym zdaniu napisać to chyba – było super i trzeba się zastanowić jak następnym razem wydłużyć czas wakacji!
EEE to kilkaset przebiegniętych kilometrów. Zaczęło się wyścigiem z czasem, by zdążyć przejechać przez tunel zamykany o 22, inaczej musielibyśmy szukać noclegu gdzieś we Francji. Udało się. Belsiere – tak jak pokazywał gogle maps – koniec świata w Pierenjach. Do najbliższego sklepu kilkanaście kilometrów, osada kilku domków. Nasa „casa” cudowna, z kuchnią na strychu i widokiem na Monter Perdido. W nocy ciemno, cicho. Przez tydzień zamek na horyzoncie był moim przeciwnikiem. Zdobyłam go ostatniego dnia. Zamek okazał się kościołem romańskim, ale to nic był tam czekał na mnie – ja musiałam tylko dobiec! Jedynie pierwszego dnia padało, potem było tylko coraz cieplej. Cudowne wycieczki górskie (jak już wybiegałam swoje rano to po śniadaniu można było iść w góry). Piękne zamki. Gotowanie w swojej kuchni – czyli tortilla patata, kiełbaski w winie, owoce morza, przepyszne „górskie” kanapki. Jak już przybyło mi krwinek to szybka zmiana klimatu. 2 dni w Barcelonie. Oszołomienie ilością ludzi, autami, światem miasta. Pyszne jedzenie w restauracji, wino na tarasie z widokiem na La Sagrada Familia. Ehh. Zakupy w El Corte Ingles – dwie patelnie jedna do paelli a druga stalowa do jajek i omletów. Bieg do portu, świt wśród pięknych jachtów, zabójcza dla kolan kostka brukowa. Dalej do Alicante. Biegiplażą. Malutka restauracja, która wszyscy zapamiętaliśmy, za jedzenie, za atmosferę. Tabarca – nurkowanie z rybami. Upał, duszno i śmierdząco w porcie, byle szybciej pod palmy. Logrono. Zmiana dekoracji. Chłodno, wietrznie. Zimno. Wyskok do Onati na zawody. Wygrana oliwa i papryczki w puszce. Pintxos w SanSebastian. Kwiecista sukienka i ocean. Powrót do Logorno. Winny szlak. 4 odwiedzone winnice. Codzienne wyprawy na pinchos. Euro i fajerwerki bo Hiszpania wygrała. Biegi nad rzeką, unikanie zraszaczy, chłodno. Deszcz i Onati. Spotkania z przyjaciółmi, cudowna górska wycieczka z łapaniem kijanek, obiadem w fondzie, cydrą i winem oczywiście. Wschód słońca na trasie biegowej. Świadomość konieczności powrotu. Jeszcze Fryburg, pełen Arendt i wiedzy. A potem Warszawa.
Wieś – inny świat. Zaczepki w czasie bieganie, że po co, że się zmęczę, że podwiozą. Proste jedzenie z jednego palnika w kuchni albo grilla, zapach ogniska i kiełbasek, które zawsze tak świetnie smakują. Żniwa, bociany za Bizonami. Miód od sąsiadki, jajka od szczęśliwych kur.
Warszawa, duszna, deszczowa ale też słoneczna i orzeźwiająca. Kilometry przybywające na liczniku, schodzące sine paznokcie i spalony kark. Opalona buzia na pandę z powodu okularów słonecznych. Uśmiech i problem z otwarciem buzi by zjeść banana po 30 kilometrach biegu. Ulubiona cukiernia do której wyprawy dozwolone tylko rowerem, basen z rwącą wodą. Domowe jedzenie, takie jak lubię, takie jakiego, tak naprawdę mi brakowało na wakacjach gdy nie mieliśmy swojej kuchni.
I nie wiadomo kiedy wrzesień. To dziś!

Podsumowując: zabiegane buty The North Face, rozbiegane Mizuno Creation13, odstawione do szafy Saucony Ride4. Idąc do góry – znienawidzone skarpetki uciskowe Moose, ulubione bezstópki CEP, nowe ultra cienkie skarpetki też Moose. Spodenki Nike. T-shirt Nike z wprasowanym napisem, kurteczka The North Face – biała, na słońce i wiatr i od deszczu troszeczkę też. Plecak The North Face (zasługuje na oddzielny post bo tak rewelacyjnie trzyma się na plecach i jest dostosowany dla biegaczek posiadjących piersi!), czapeczka The North Face – kolor do niczego nie pasuje ale za to frotowe wykończenie w środku bardzo się przydaje bo pot nie spływa. Okulary Brenda – nie zsuwają się nawet w czasie rytmów. Na lewej ręce albo Timex Global Trainer – mebel ale z GPSem, lub biały Timex. Na prawdej Nike+ Fuelband. I tak sobie śmigam. Tak wbiegam w jesień.

Tutaj subiektywny wybór wakacyjnych zdjęć.

Dota fot. T.

Casa Pirenea fot. D.Szymborska
Pod górkę a potem z górki fot. D.Szymborska
Jamon fot. D.Szymborska
Barcelona fot. D.Szymborska
Sie nurkuje fot. D.Szymborska
Dinastia Vivanco fot. T.
Bodega Campo Viejo fot. T.
Urbia fot. D.Szymborska
Mój były uniwerek w Onati fot. D.Szymborska
Przed żniwami, lubelszczyzna fot. D.Szymborska
Można pomyśleć o kolejnych wakacjach fot. D.Szymborska
Partnerzy:




Komentarze

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa