Stopy w chmurach – Richard Askwith – recenzja książki dla freaków
Po basenie pójdę pobiegać, podbiegi już w tym tygodniu zrobiłam, ale....fot. D.Szymborska |
Interesuje cię sposób tępienia mrówek w Urugwaju? A może nie daje ci
spać nierozwiązany problem śniegu na Alasce? Askwith napisał książkę dla
freaków, którą przeczytałam jednym tchem. Teraz zastanawiam się w jakiej
kolejności pożyczyć ją znajomym, którzy w tym roku debiutują w Biegu Marduły
lub będą się ścigać w Krynicy Górskiej w czasie Festiwalu Biegowego. „Stopy w
chmurach” to książka o biegach górskich.
„Droga przechodzi w szeroką kamienną ścieżkę. Nadal biegniemy w górę
(no a gdzie mamy biec? W bok?).”
333 strony o tym jak wyglądały i jak teraz wyglądają biegi górskie na
Wyspach Brytyjskich. Książka świetnie napisana, dobry dziennikarz pisze z pasją
o tym co go pochłonęło bez reszty. Biegi górskie to taki inny świat. Raz
biegłam z Baskami – oj działo się, zimą biegam po wydmach w Falenicy (od kilku
lat), to wszystko zaledwie namiastki tego z czym zmierzył się i opisał Askwith.
Askwith jak przystało na profesjonalistę (zastępca redaktora naczelnego
„The Independent”) zebrał bardzo dużo materiału, przeprowadził wywiady z grupą
kilkuset biegaczy i biegaczek górskich. To można zrobić mając zacięcie
dziennikarskie gdy pracuje się nad jakimś tematem, jednak Askwith posunął się
dalej – to on stał się jednym z biegaczy górskich. Jego celem było ukończenie Bob Graham
24-hours, za czwartym razem mu się udało.
Książka na tyle ciekawie napisana, że zatęskniłam za moimi lokalnymi
Zimowymi Biegami Górskimi. To taka namiastka tego co Askwith przebiegł. Zgadzam
się z nim w 100% po górach biegają inni ludzie. Inaczej wyglądają, inaczej się
zachowują. To grupa podobnych szaleńców jak lata temu ci co chodzili z
plecakiem po Bieszczadach. Inne priorytety, inne cele, inne życie.
Askwith
opowiada o biegach, które wyglądają tak samo od 60 lat i o tych, które się
zmieniły i przypominają festyny. Nie krytykuje, nie ocenia – różne organizacje
wybierają różne formy działania. A biegacze biegają. To nie jest dyscyplina, która
przynosi dużą sławę czy pieniądze. Oczywiście jest szacunek w „środowisku”, w
większości symboliczne nagrody. Zaskoczyła mnie skala zakładów bukmacherskich.
Nie widziałam nikogo w Falenicy, kto robiłby zakłady. Może coś przegapiłam.
Podsumowując to książka, którą ciężko się czyta gdy za oknem płasko, a
najbliższa górka (i jedyna w okolicy) ma 120 do 180 metrów podbiegu…
Jednocześnie dzięki temu, że autor sam zmagał się z górskimi trasami, to nie
jest książka po której przeczytaniu od razu spakujemy buty i pojedziemy w góry.
To lektura, która pozwoli się nam zastanowić, czy świat gór jest naszym światem
i ile jesteśmy w stanie dla niego poświęcić, a bez tego się nie obejdzie. To
właśnie uświadomił mi Askwith.
Może w przyszłym sezonie pobiegam po górach, na razie muszę (a bardziej chcę) pójść na
basen bo trening sam się nie przepłynie. Inna sprawa, że w poniedziałek robiłam
mocne podbiegi...
Stopy w chmurach, opowieść o pasji i obsesji biegania, Richard Askwith,
Wydawnictwo Galaktyka, Łódź 2014
Co prawda jeszcze nie skończyłam książki, ale wrażenia mam bardzo podobne do Twoich. Dodam, że za każdym razem po powrocie z gór zastanawiamy się razem z moim chłopem, czy by gdzieś pracy na południu Polski nie poszukać i przenieść się bliżej gór. Trochę zazdrościmy tym z Krakowa, Bielska-Białej, czy Nowego Sącza, że mogą sobie choćby na weekend w góry wypad zrobić.
OdpowiedzUsuńPodczas czytania i mnie się co i rusz przypominała zimowa Falenica. I masz rację pisząc, że nie zrozumie tej książki ktoś, kto nie lubi przynajmniej chodzić po górach (czytaj: przynajmniej 25km codziennie na szlaku); albo ktoś, kto nie biegał w trudnym terenie (podbieg-zbieg, kamienie, wystające korzenie, podmokła łąka). Zaś co do "grupy zapaleńców chodzących z plecakiem po Bieszczadach" - uwierz mi, każde pokolenie ma takich, nasze też i to więcej niż mogłoby się wydawać. Właśnie takich, którzy chodzą od schroniska do schroniska nocując tylko w nich. Tydzień temu spotkaliśmy takich przemierzając Beskid Sądecki - o tej porze roku jest nieco przed sezonem. Oni nadal chodzą po górach, bo ich rodzice chodzili, ich dzieci też będą.
Zaś o tym, że góry to poświęcenie dużo jest w książce Kukuczki "Mój pionowy świat". Cóż, Tatry może są mniej pionowe od Himalajów, ale i tak odliczam dni do sierpniowego wyjazdu. Bo to chyba na tym polega - wracasz z jednych gór i już wiesz, że za moment wyjedziesz znów. Nawet plecaka nie ma sensu rozpakowywać do końca.
Ja książkę skończyłem już jakiś czas temu i męczyłem się z jej oceną dość długo:) Podałem pod swoją recenzją linka do Twojej, bo coś niewiele ich po polsku znalazłem...
OdpowiedzUsuńUltra Dystans - recencja Stóp w chmurach