Kontuzje – nie panikuj i myśl!
RTG kręgosłupa szyjnego - dużych problemów nie ma.... |
Chyba jestem przeciwieństwem hipochondryczki, bo lekarzy to staram się
omijać szerokim łukiem. Na wizytę umawiam się już w tak zwanej ostateczności.
Ostateczność była wczoraj – tak mnie szyja i bark bolały. Zanim o RTG, tabletkach
po których powstał tekst o wyższości roweru nad kotem, chodzeniu na piechotę
zamiast jeździe autem, będzie o kilku zasadach, które stosuję by unikać
kontuzji.
Kontuzje:
1. Kontuzje nie pojawiają się w
nieważnych momentach cyklu treningowego, zdarzają się przed zawodami, ba przed
tymi najważniejszymi w sezonie. Niby każdy to wie, ale
może warto się zastanowić dlaczego? Ot zwyczajnie przetrenowanie! Oczywiście
łatwo napisać, trudniej zrobić, ale można ich uniknąć trenując mądrze.
Szaleństwo treningowe przed ważnym startem – kontuzja murowana, spokojny
metodyczny trening i start będzie lepszy!
2. Lekceważone kontuzje stają
się dużo poważniejsze. Słuchaj organizmu, słuchaj
siebie – trzymam się tej zasady. Coś mi nie gra, zrobię podmiankę treningów,
coś mi mocno nie gra to odpuszczę (no dobrze to rzadko, ale tak robię). Tak jak
przy bieganiu wiem co próbuje mi przekazać moje ciało tak z pływaniem i rowerem
wciąż się uczę słychać sygnałów i ich nie lekceważyć. Do zrozumienia swojego
ciała trzeba doświadczenia, czasu, ale NIGDY nie można lekceważyć tego co do
nas „mówi”!
3. Wizyta u DOBREGO lekarza. Pewno, że są portale, które polecają tylko dobrych medyków, pewno, że
prywatnie (w większości przypadków) będzie szybciej, tyle, że szybciej/drożej
wcale nie znaczy lepiej. Najważniejszy jest lekarz. I tutaj trzeba być naprawdę
ostrożnym, zła diagnoza potrafi zrobić wiele złego naszemu organizmowi.
Leczenie nie tego co trzeba, rady w stylu – nie trenować, to niestety skutki
braku wiedzy lekarzy. W teorii warto by chodzić tylko do lekarzy sportowych, w
praktyce jest ich bardzo mało i mają odległe terminy. Ja staram się mieć kilku
sprawdzonych – ortopeda, chirurg i lekarz ogólny – ich zdanie/opinię biorę na
poważnie, nie popadam też w paranoję odwiedzania „miliona” specjalistów by
zweryfikować jedną diagnozę.
4. Czytanie ulotek dołączanych
do leków i mądre zażywanie lekarstw. Czytam, to małym
druczkiem też. Niestety lekarz często nie pyta się nas na co chorujemy, jakie
inne leki przyjmujemy, nie zająknie się o skutkach ubocznych leku, ot wypisze
receptę i tyle. A to my będziemy nasz organizm szprycować lekami, dlatego
dobrze wiedzieć jak działa dany specyfik, co możemy zyskać co stracić, a
najważniejsze jest to by lekarz rozumiał nasze treningi, bo lek stosowany przy
tak zwanym siedzącym trybie życia nie zawsze nadaje się dla tych co uprawiają
sport (np. podnosi ciśnienie).
5. Cierpliwość. To chyba najtrudniejsze w czasie kontuzji, jak już się jej dorobimy to
nie pozostaje nic innego niż się wyleczyć do końca. Nie ma nic gorszego od
nawracających kontuzji, które psują nie udział w jednych zawodach ale cały
sezon!
Tak to jest teoretycznie, tak powinnam się zachowywać. Wiadomo TRI
sezon to wakacje, coraz bliżej to i treningi intensywniejsze. Patrz punkt pierwszy.
Nie lekceważę – punkt drugi, zawsze daje sobie dwa dni – przestanie boleć
super, maści zadziałają jeszcze lepiej, nie przestanie to trzeba iść do
lekarza.
Punktu trzeciego wczoraj nie udało mi się spełnić, nie było „mojego”
ortopedy, dostałam receptę (patrz punkt czwarty) ulotkę przeczytałam, a potem….potem
nie za bardzo pamiętam co się działo bo cały dzień przespałam, próba dobudzenia
się w czasie treningu na rowerze – na dziewiątym kilometrze zaczęłam
przysypiać. Wróciłam do domu, bo to nie miało sensu. I te metafory w głowie –
rower vs kot…… po wyniki RTG poszłam piechotą bo bałam się, że usnę za
kierownicą.
Nie jest źle. Ogromną zaletą trenowania triathlonu jest to, że
cokolwiek bym nam się popsuło to (z reguły) możemy „coś” trenować.
Mam przerwę
(4 dni w pływaniu), trudno, patrzę na punkt piąty i jestem „dzielna”. Na
szczęście jest co biegać i co jeździć!
Ja przez ostatnie 2 miesiące nabawiłam się dwóch. Na szczęście same przeszły czy też rozeszły się... Właściwie to nie przeżyłabym wizyty u lekarza, za wszelką cenę staram się ich unikać!
OdpowiedzUsuń