Kolacja bufetowa – Głęboczek Wine Resor & SPA
Przepyszne sałaty i świetny wędzony łosoś fot. D.Szymborska |
To już ostatni odcinek opowieści głęboczkowych. Kolacja, a bardziej
kolacja w formie bufetu.
Nie cierpię bufetowych kolacji, gdzie urok wybierania z karty,
dopytywania się jak dane danie będzie wyglądać? Gdzie czekanie aż kelner lub
kelnerka przyniesie „nasze” jedzenie? Nic z tego! Głeboczek, który aspiruje do
wielogwiazdkowego hotelu obiera kurs na AI, albo jeszcze gorzej „jesz ile
chcesz”!
Tak jak karta była super krótka, tak bufet do największych też nie należał.
Jednak byłam kilkoma rzeczami miło zaskoczona – jakość sałat i wędzonego
łososia – super! Liście świeżutkie, pyszne, chrupiące, a łosoś wędzony w dymie
bardzo smaczny. Reszta, klasyka klasyki z polędwiczkami wieprzowymi i
ziemniakami włącznie. Była też stacja z „live cooking” czyli młodziutkim panem
kucharzem, który przygotowywał makarony. Ja zamówiłam makaron po azjatycku bez
makaronu i dostałam naprawdę dobre danie. Bo w zupie rybnej akurat ryb nie
wyłowiłam, za to było dużo warzyw.
Zupa warzywno rybna fot. D.Szymborska |
Kurczak po azjatycku fot. D.Szymborska |
Jeżeli miałabym opisać Głęboczek w kilku zdaniach, to na pierwszy plan
wysuwa się to, że jestem tam bardzo drogo. Jakość albo jej braki nie odpowiada
cenie. Hotel bardzo akustyczny, co jest ogromną wadą. Do tego nie mieliśmy
szczęścia, czerwiec ma literkę R, w drugim budynku odbywało się wesele, które
słyszeliśmy. A disco polo hity weselne to nie jest coś czego miałam ochotę
słuchać w tak pięknym widokowo miejscu (w innym miejscu też bym nie chciała!).
Do tego, ale tutaj pretensji do Głęboczka mieć nie można, przez pola, jeziora i
lasy „cudownie niesie muzykę”, taką z remizy albo innej dyskoteki. To
informacje dla tych, którzy oprócz jedzenia poszukują ciszy. Może w lipcu jak
nie ma zwyczaju organizowania imprez jest ciszej.
Głęboczkiem w takiej formie się nacieszyłam, nie zamierzam tam więcej
przyjeżdżać. Trochę szkoda, bo brzmiące winnie miejsce okazało się nie tym na
co się nastawiałam. Może jakbym przyjechała z trójką małych dzieci to
doceniłabym plac zabaw, na który można zerkać siedząc w restauracji hotelowej,
albo jakbym była z narzeczonym to bym cieszyła się zabiegów w SPA przy użyciu
winnych kosmetyków….
Utwierdziłam się, że Pojezierze Brodnickie jest naprawdę piękne,
wróciły wspomnienia feministycznego, wegańskiego obozu pod namiotami…bo widoki
były bardzo podobne, owszem na feministycznym kampie winorośli nie było, ale
cała reszta – muzyka ze wsi obok, piękne jezioro, boćki, pola ziemniaków,
szumiąca trawa – takie same! Tam też był bufet, tyle, że wegański!
Uwielbiam zupę rybną! :)
OdpowiedzUsuńja też! tylko wolę jak jest w niej więcej ryb niż warzyw, może nie miałam szczęścia jak sobie nalewałam :)
UsuńZupe rybną lubię tylko w jednym miejscu, ale za to kurczak wygląda obłędnie :)
OdpowiedzUsuńjakie to miejsce?
Usuń