City Trail On Tour – Warszawa 2015
Włosy suszyłam, szybko wyschły i pobiegłam w upiętych oczywiście, a na nogach widać "pończochy" - efekt jeżdżenia na rowerze fot. miła biegaczka |
Jest kilka cykli biegów w których startuję dlatego, że bardzo je
(biegi) lubię. City Trail do nich się zalicza. Biegałam w śniegu, błocie to
wczoraj pobiegłam sobie w upale.
Byłam 9 kobietą na 96 które ukończyły bieg. Pierwsza dziesiątka zawsze
cieszy. Tym bardziej, że biegłam bardzo ostrożnie, bo start przed zawodami
triathlonowymi musiał być spokojny, żeby nic sobie nie naciągnąć, nic sobie nie
zrobić…. Do tego zawody bardzo czasochłonne. Pomimo krótkiego dystansu – bieg
jak to w City Trail bywa na 5 kilometrów to musiałam na miejsce startu dojechać
i potem do domu wrócić. Tak naprawdę to spędziłam więcej czasu stojąc w korkach
niż biegnąc. Widać, że zawody bardzo lubię bo sensu zbytnio nie było w takiej
jeździe autem, a bardziej staniu w korkach przez tyle czasu… Na szczęście
zawody, organizacja, ludzie i trasa wynagradzają długą podróż.
City Trail w Warszawie to bieganie po Lasku Młocińskim, dwa kółeczka –
jedno mniejsze drugie większe.
Jak zaparkowałam to termometr w aucie pokazywał 34 stopnie. Samochód
stał w cieniu. Klimatyzacja ciuchutko pracowała, siedziałam w temperaturze 20
stopni i było mi dobrze! Oj dobrze. Tak jak zimą ciężko wysiąść z auta bo na
dworze -20 tak, wczoraj też sam odbiór numeru startowego oznaczał wyjście ze
strefy komfortu!
Śliczny, imienny numer – 4004 – agrafki i człowiek zmęczony, spocony
poszedł na start.
Chip zawiązany można startować |
Jak zwykle sympatyczna atmosfera przedstartowa. Punktualnie o 19
pobiegliśmy. Tym razem w piachu, upale. Na mecie czekał medal – to nietypowe,
bo normalnie w sezonie wiosennym trzeba ukończyć 4 biegi by być klasyfikowanym
i nagradzanym. Tutaj było wakacyjnie – drewniany medal na mecie, włożony na
szyję przez kilkuletnią wolontariuszkę. Wystarczyło oddać chip by dostać:
banany, zimne arbuzy (mój wybór), ciastka, wodę, izotonik – to wszystko po
biegu na 5 kilometrów.
Warto było się wybrać na te zawody, bo było po prostu bardzo
przyjemnie, a sama w życiu bym nie biegała w takim upale w takim tempie –
samomotywacja to jedno a temperatura to drugie. Pewno by wygrało racjonalne
myślenie – w taki upał, przed startem w zawodach triathlonowych – i bym sama
przekonała siebie do rozsądnego, powolnego truchtu a nie biegu w tempie 4.41
(minuty na kilometr). A tak wróciłam do domu oblepiona pyłem i bardzo spocona
ale uśmiechnięta z drewnianym medalem na szyi!
Ciacha nie zjadłam ale dwa kawałki arbuza TAK! fot. D.Szymborska |
Teraz trzeba poczekać na start cyklu City Trail i znów gonić się po
lesie w uroczym miejscu z sympatycznym towarzystwie biegaczy!
Gratulacje za ukończenie biegu :) silna z Ciebie kobietka :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńChłopaki z City Trail dają radę! Że też porwali się na 10 biegów w ciągu 2 tygodni po całej Polsce - szacun i to w takie upały ;-) Przyznam się nieskromnie, że mam swój malutki udział w organizacji tego cyklu.
OdpowiedzUsuńto super :) możesz być z siebie dumny bo organizacja na tip top i atmosfera też świetna :)
Usuńgratki :)
OdpowiedzUsuńdzięki :)
Usuń