WawaWake – czyli wyciąg dla deski – sportowy OT*
Dziś akurat nikt tak nie latał...fot. D.Szymborska |
Dla mnie nowość. Jest jeziorko
(bo inaczej ciężko nazwać ten zbiornik wodny w Bielawie), jest pomost, są dwa
wyciągi i kilka przeszkód a do tego sporo ludzi (środek tygodnia, rano, nie ma
upału…).
Wygląda na to, że zaczyna mnie ciągnąć do sportów wodnych. Nie żebym
już patent sternika robiła ale….jakoś im lepiej pływam tym lepiej się czuję nad
wodą.
Moje podejście do uprawiania sportu jest, delikatnie mówiąc inne niż
wake’owych instruktorów. Ci palą sobie papierosa i udzielają rad kursantom.
Wszystko spokojnie, bez napinki.
Wygląda na to, że ci uczą poruszania się na desce – niezależnie od tego
czy to snowboard czy wake to ludzie mocno wyluzowani, średnio punktualni,
zawsze na „ty” z całym światem. Mają czas na wszystko, kroku nie przyśpieszą a
najbardziej lubią się zajmować opowiadaniem i siedzeniem. Do tego często są
uroczymi i sympatycznymi ludźmi, tylko jak dla mnie stopień ich wyluzowania,
czasem przekracza moje zrozumienie dla tego co jest cool/chill/czy
inaczej-ale-modnie.
Wygodna perspektywa do oglądania innych, na zdjęciu wake'owiec, który wjechał prawie pod mój leżak... fot. D.Szymborska |
Wake polega na tym, by płynąć na desce (nogi wpięte tak jak w
snowboard), robić akrobacje, pokonywać przeszkody, a wszystko trzymając się
drążka, który liną jest przymocowany do specjalnego wyciągu. To co różni ten
wyciąg od tego narciarskiego to jest a) brak górki b) częste zatrzymywanie się
bo wake’owiec jest jedynym użytkownikiem wyciągu i to dla niego są przerwy (po
wywrotce) przyśpieszenia itp.
Jeziorko z tych płytszych, wpuszczają nawet tych co nie najlepiej
pływają bo każdy musi mieć kask, kapok, pianki są opcjonalne.
Ot taka zabawa wodna w stosunkowo niedużej odległości od Warszawy.
Na pewno można więcej w wodzie się potaplać niż np. na Warszawiance.
Wczoraj wieczorem nie udało mi się zrobić treningu, bo zwyczajnie były takie
tłumy, że przepłynięcie jednej długości bez wpadania/zatrzymywania/podtapiania
graniczyło z cudem. Jak nie trenowałam pływania to nie wchodziłam do basenu
sportowego. A wczoraj olimpijski basen był niczym kąpielisko otwarte – pływanie
w poprzek, zatrzymywanie się na środku, przy linie i wszystkie możliwe
utrudnienia dla tych, którzy przyszli potrenować a nie poplumkać. Nic to
nauczka. Chce się pływać trzeba wstawać rano wtedy można sobie popływać a nie
popluskać.
*off-topic
Zazdroszczę :) u nie nie ma takich atrakcji :/
OdpowiedzUsuńjesteś pewna? teraz wake board jest coraz modniejszy?! :)
UsuńMnie też wakeboard w te wakacje mega wciągnął i to na tyle, ze zastanawiam się jeszcze nad wyjazdem do Turcji w październiku na tydzień, bo znajomi znaleźli fajny wake camp. Tylko muszę jeszcze sprawdzić jak pogoda tam wtedy wygląda, bo jestem raczej ciepłolubem.
OdpowiedzUsuń