Łurzyckie Ściganie – czyli moja pierwsza jazda na czas
Przed startem fot. T. |
Zapisałam się jak tylko ruszyła strona. Zależało mi na tych zawodach,
nigdy wcześniej nie startowałam w zawodach kolarskich.
20K – dystans znany z triathlonów, ale tutaj w zupełnie innej wersji –
na starcie pochylnia (aaaaaa!), ruch otwarty (aaaaaa!), kilku wolontariuszu na
trasie pokazujących gdzie jechać (aaaaaby się tylko nie zgubić!!!!!), profi
zawodnicy…..byleby nie być w ogonie…..
Już za mną i czekam na kolejne zawody, ba ja się ich doczekać nie mogę!
Super organizacja, świetna atmosfera i nawet moje najulubieńsze babeczki na
mecie!
Z takimi zawodami to jest bardzo dużo zamieszania, tym razem do auta
pakowaliśmy dwa rowery – czyli 4 pedały i 4 koła trzeba było odkręcić po to by
je przykręcić na miejscu, potem pojechać i odkręcić wszystko by znów zapakować
do auta i potem po raz czwarty wszystko poskręcać w garażu.
Zdrowie kolarzy można pić też z kubka fot. D.Szymborska |
Pewno mogłam pojechać rowerem na start, ale ja naprawdę nie przepadam
za jazdą w ruchu ulicznym (delikatnie rzecz ujmując), nie żebym narzekała, to po
prostu jest czasochłonne i tyle.
Opacz – bocian, który albo jest głuchy bo ma gniazdo przy szkole albo
lubi słychać muzyki – komunikaty, muzyka przy biurze zawodów to wszystko nie
robiło na boćku najmniejszego wrażenia.
Przed startem oglądanie rowerów, rozmowy o sprzęcie. Trzeba przyznać,
że chłopaki to czasem mają lepszy rower niż auto, którym jeżdżą! Się
naoglądałam naprawdę szybkich rowerów!
Start – punktualnie co do minuty – bo tak to było zorganizowane.
Pochylnia – dałam radę to potem nic tylko jechać.
Trasa piękna z momentem złego asfaltu, ale moim zdaniem jak na nasze
drogi to rewelacyjnie wytyczona. Widoków za bardzo nie oglądałam bo starałam
się jechać jak najszybciej.
Meta i babeczka. I do domu. Mogłam czekać na wyniki ale wolałam
rodzinne śniadanie, zerknę wieczorem do sieci.
Jazda na czas ogromnie mi się spodobała! Jest zabawa, jest rywalizacja
jest rowerowanie!
A tu jeszcze pół niedzieli przede mną! To się nazywa udana majówka!
To "ta" babeczka fot. D.Szymbroska |
ja na pewno bym sie zgubila, moja orientacja w terenie wola o pomste do nieba
OdpowiedzUsuńmoja orientacja w terenie również nie należy do najlepszych - biegi na orientację odpadają! tutaj to wszytko było super zorganizowane :) na skrzyżowaniach stali wolontariusze i Policja - nie można było się zgubić :)
UsuńŚwietny rower :)
OdpowiedzUsuńCUDOWNY :)
OdpowiedzUsuń