Sałatka z mulami czyli druga wizyta w Boys Meat Girls - szału nie ma....
Domowo w restauracji nie oznacza (dla mnie) dobrze.....fot. D.Szymborska |
Pewno bym nie przychodziła prawie dzień po dniu do tej samej
restauracji, ale że blisko i ostatnio mi bardzo smakowało (wpis TUTAJ) to…przyszłam.
Nie mogę napisać, że przyjechałam bo to miejsce dla chodzących piechotą – auta nie
ma gdzie zaparkować w promieniu najbliższych 600m. Że 600 wiem, bo znam swoje
tempo spacerowe, i jak szłam powyżej 4 minut to było ponad 500m….
Tym razem ostrożnie – zamówiłam zupę – tą samą co ostatnio i sałatkę z
muli. I…..
Zupa a bardziej danie mięsne – pyszne, wyborne – wszystko się zgadzało
w stosunku do tego co zapamiętałam z ostatniej wizyty.
Domowe chilli con carne – smaczne, aromatyczne, gorące a na tyle pikantne, że smaczne nawet w upał. Zarzutów brak.
Na drugie sałata z mulami, opisana w menu tak:
"Panko
fried mussels with swiss cheese served on arugula, spinach and romaine lettuce,
dressing: vinaigrette, ranch or blue cheese. 20,00
Małże w lekkiej
panierce z serem szwajcarskim podane na rukoli, świeżym szpinaku i rzymskiej
sałacie, sosy do wyboru: vinaigrette, ranch lub blue cheese. 20,00”
Wybrałam z sosem z
niebieskiego sera. I……cóż było zwyczajnie, tak jak bym taka sałatę sobie w domu
zrobiła. Owszem zdarza mi się chodzić na pierogi “na mieście”, dlatego, że
zwyczajnie nie mam czasu na ich lepienie, ale sałata w restauracji to ma być
lepsza niż ta, którą jestem w stanie w domu zrobić.
Wygląda na to, że BMG
serwuje świetną zupą i przeciętne drugie dania. Ostatnio usłyszałam, że pisanie
o restauracji, że po wizycie w niej brzuch mnie nie bolał nie jest najleszą
rekomendacją….myślę, że pisanie, że mnie bolał jest gorszą….
Myślę, że jeszcze trochę
odczekam zanim znów tam pójdę, może coś się poprawi, a mam nadzieję, że chilli
con care się nie pogorszy….
Komentarze
Prześlij komentarz