We Ride Rapha Womens 100 – Polska – Warszawa
Dziś w Warce było (chyba) najwięcej kolarek w Polsce |
128 kilometrów w super towarzystwie DZIEWCZYN NA SZOSACH! Teraz będzie
nudno, dla tych co lubią czytać o jakiś niedopracowanych szczegółach, błędach
innych, czy beznadziejnych imprezach. Będzie tylko miło, cukierkowo, a bardziej
szarlotkowo i czasem bardzo różowo.
20 dziewczyn na szosach dziś wspólnie przyjechało ponad 100 kilometrów.
Zadanym dystansem była setka – świętowałyśmy przy sklepie spożywczym, gdzieś na
wsi mazowieckiej.
Karolina z Dupery na szosie razem z We Ride zorganizowała super jazdę –
We Ride Rapha Womens 100 to dzień w którym dziewczyny na całym świecie wsiadają
na swoje szosy i jadą 100 kilometrów, to co ważne jadą ze sobą, tylko w babskim
gronie.
Zgłoszonych na stronie Rapha było na dziś 8.841 dziewczyn, z tego 20 to
byłyśmy my, te które wyruszyły z Wilanowa do Warki, zjadły szarlotkę, zrobiły
sobie fotkę i pojechały z powrotem.
Organizacja na tip top. Zbiórka w kawiarni/sklepie (otwartym tylko dla
nas), samochód serwisowy (przydał się), profesjonalne prowadzenie i wspieranie
peletonu.
Zanim ruszyłyśmy, krótkie szkolenie dla tych, co znaczków peletonowych
nie rozumieją. Każdy ruch ręką ma znaczenie. Ruszyłyśmy, jechałyśmy w dwójkach,
każda miała okazję poprowadzić peleton – co za uczucie!
Jechanie na kole, dla mnie to duże wyzwanie, tym bardziej, że mnie jako
triathlonistki obowiązują zasady, zupełnie inne – na zawodach minimum 10m
odstępu, a tutaj pożądane jest 10 tyle, ze CENTYMETRÓW!
Jazda w peletonie jest cudowna, można się nagadać! Serio, nawet szybkie
tempo (jak dla mnie) pozwala pogadać z koleżanką. Zmieniałyśmy swoje pary, po
to by się poznać. Takie plotki przez kilka godzin. O wszystkim, chłopakach,
rowerach, życiu….
Karolina opracowała trasę tak, byśmy jechały bocznymi drogami, chłopaki
z We Ride dbali o to by to auta się nas bały a nie my ich! Nie było problemu ze
skrętem w lewo, nawet na większej drodze!
W Warce czekały na nas zarezerwowane stoliki, w kawiarni na rynku.
Szarlotka po 64 kilometrach smakuje wybornie!
Uroki kolarstwa - w środku treningu można się kawy napić i ciacho zjeść...fot. D.Szymborska |
Po pamiątkowym zdjęciu zaczęłyśmy wracać. Na 100 kilometrze, jedna z
uczestniczek, która pierwszy raz przejechała setkę kupiła Dorato i….
świętowałyśmy! Było strzelanie z korka i wielka radość! A potem….potem
jechałyśmy dalej.
Dawno nie spędziłam tak dobrego, kobiecego dnia. Cieszę, się, że
poznałam tyle dziewczyn, które jeżdżą. Część z nich to świetne zawodniczki,
inne tymi świetnymi zawodniczkami dopiero się staną. Wszystkie były wesołe,
miłe i wszystkich „noga dawała”.
Podobno będą kolejne, babskie jazdy. Ja się na to piszę. Bo w takim
towarzystwie jazda to przyjemność, a dzisiejszy „event” to wielki sukces
organizatorek, za co dziękuję!
Wlepkę już mam, a teraz czekam na naszywkę i kolejne babskie jazdy!
A teraz mogę sobie paść, bo wczorajsze zawody i dzisiejsza jazda dość
mnie zmęczyły, ale przekonałam się, że nie tylko bieganie powoduje endorfiny,
dziewczyny na szosach też doładowują nawet najbardziej zmęczony organizm.
Podobno szosa jest kobietą…..
Oj nie lubię szarlotki :/
OdpowiedzUsuńeee szarlotka po 64 kilometrach smakuje wybornie :)
Usuń