Skoki do wody i japoński obiad
Drugie danie fot. D.Szymborska |
Dziś uczyłam się (przez pół treningu) skakać do wody. Cóż nie jest
łatwo. I jak się okazuje, małe rzeczy mogą jeszcze to wszystko utrudniać.
Pisałam o tym jak stałam się ekspertką od odmrażania palców u nóg. Oczywiście
jest już dużo lepiej (no z wyjątkiem jednego, który nie wygląda tak
atrakcyjnie, żeby w poście o jedzeniu opisywać jego wygląd) ale tak normalnie
to jeszcze nie. Żeby prawidłowo wskoczyć do wody to trzeba stanąć na słupku do
skakania, zaczepić się palcami o brzeg i wykonać skok. Samo wchodzenie na
słupek – widok na basen w dole (ciekawe słupek nie ma metra nawet a panorama
taka jakbym wlazła na wieżę) to już jest stresujące zajęcie. A skakanie – no cóż
to już jest inna opowieść. Dziś było dużo najróżniejszych ćwiczeń….się skacze,
się skacze ale dużo jeszcze skoków przede mną…. A tutaj okazuje się, że palce
co im się było trochę za bardzo zmarzło tak nie „chwytają” jakby powinny…..ehhh
Jak już napływałam, naskakałam to bardzo zgłodniałam. A że dziś dzień z
tych poukładanych inaczej jak basen o nienormalnej porze to i lunch się trafił.
Jak już lunch wypadł w centrum handlowym to i zakupy spożywcze też….
Z torbą ze szpinakiem pod stołem usiadłam i zamówiłam zestaw japoński.
Stolik obok usiadła para. Zdjęcia jedzenia cyknęłam, jem sobie i patrzę na
bluszcz – w Tokyo Sushi mają taki, żywy śliczny. Patrzę na bluszcz, patrzę ale
powoli wciągam się w rozmowę stolik obok. Państwo razem pracują, on zaczesany,
beznadziejny w brązowych butach do czarnego garnituru, ona śliczna, zadbana
ładnie ubrana w kostiumik z taką super pikowaną kurteczką. Młodziutka. On cały
czas gada, wow tak głupio gadającej osoby to dawno nie słyszałam.
Nie żebym
podsłuchiwała, ale pan był tak męcząco głośny, że cała sala słuchała i
zastanawiała się (tak sądzę) jak ta pani to znosi. On mądrzył się, pozował,
tokował, ona ze spokojem jadła lunch. On swoje ona nic – pałeczki – talerz –
usta – pałeczki. Robi się coraz głośniej. Ja już kończę herbatę, zastanawiam
się nad zakończeniem historii dwa stoliki dalej. A tu słyszę – dziękuję za
lunch, właśnie wysyłam ci moje wypowiedzenie, mówi pani klikając w telefon.
Poprosiłam o rachunek. Poradniki radzą, by umawiać się w miejscach publicznych
by unikać scen…..jak wychodziłam było głośno…..
A zjadłam zupę, dwie malutkie sałatki i zestaw maków – banalnie,
prosto, szybko, w pakiecie było jeszcze przedstawienie, dwóch aktorów miało
maski ale tylko jeden był na obcasach, wszystko się zmienia i w japońskim
teatrze grają też kobiety…..
Zupa i sałaty fot. D.Szymborska |
Komentarze
Prześlij komentarz