Mój drugi miting pływacki
Się płynie fot. J. |
Nie powiem, że było łatwo, nie powiem, że było przyjemnie. To już za
mną. W marcu kolejny! Miting pływacki czyli moje wyścigi z samą sobą i resztą
zawodniczek w 25 metrowym basenie.
Cóż z mojej perspektywy wyglądało to tak:
Skaczę do wody, wynurzam się by nabrać oddechu, pruję do brzegu jak
super motorówka, robię nawrót, oddech i płynę dalej by dotknąć drugiego brzegu.
Z perspektywy cudownego obserwatora, który już drugi raz poświęcił
część soboty na to by mi kibicować:
Wykonałaś skok baletnicy. Wchodząc na słupek patrzyłaś pod nogi.
Skoczyłaś, długo się nie wynurzałaś. Potem zaczęłaś wyprzedzać….
Szczęście i odech na mecie fot. J. |
Cóż punkt widzenia bardzo zależy od umiejscowienia – na słupku, pod
wodą czy na brzegu. Pewne jest to, że zdobyłam kolejne punkty rankingowe, 5
miejsce oznacz 8 punktów. Ambicja rośnie – będę ćwiczyć bo takie ładne dyplomy
dają tym na pierwszych 3 miejscach….
50m a stresu jak na kilometr (minimum)! Każde zawody czegoś uczą, po to
w nich startuję, inna sprawa, że kosztują mnie tyle nerwów, że nie wiem na ile
startów mi ich wystarczy. Inna sprawa, że do wszystkiego można się
przyzwyczaić. Pamiętam jak na startach biegów miałam puls 120 zanim zaczęłam
biec – tak się denerwowałam, a teraz spokój i mobilizacja na starcie –
wszystkiego można się nauczyć albo bardziej wyuczyć swój organizm.
W marcu kolejne zawody. Postaram się bardziej klasycznie wejść do wody
niż w stylu „baletnicy” bo potem ciężko nadrabiać swoje piruety powietrzne na
tak krótkim dystansie!
Komentarze
Prześlij komentarz