On The Run – czyli po ciemku w walentynki
Przed startem to się zawsze wygląda lepiej choć na mecie znów jest większy uśmiech fot. T. |
Jakoś uniknęłam komercyjnych serduszek, słodziaczków misiaczków i tym
podobnych. Za to spotkałam się z koleżankami z KGB i sobie pobiegłyśmy w miłych
zawodach.
Wciąż jestem pełna uznania dla tych, którzy osiągają duże prędkości w
czasie tego biegu. Mnie ciemność spowalnia, lekko straszy i zaskakuje a to
korzeniem a to kostką brukową.
Chyba nigdy wcześniej nie widziałam tylu całujących się par na starcie
biegu. Walentynki…. A medal w kształcie
serduszka.
Na starcie z racji walentynek padła propozycja, że zielone światełko
mają ci co są wolni a czerwone ci co zajęci. Śmiechu było dużo. Na trasie
spotkałam wiele zielonych światełek….
Medal "świeci" tak jak ten z pierwszej edycji fot. D.Szymborska |
Bieg dobrze zorganizowany, choć zabrakło miłych wolontariuszy, którzy
by ostrzegali, że ślisko…inna sprawa, że wszędzie było ślisko….
Byłam 15 w K30, sympatycznie bo biegłam zachowawczo ale za to z
uśmiechem na twarzy. Znów były oślepiające flesze, biegowe gwiazdorstwo
oślepiało w wielu miejscach na trasie. Tym razem biegłam z czołówką na głowie,
trochę pomagało ale jak dla mnie jak jest ciemno to trzeba spać a nie po parku
śmigać. Do tego niektórzy przyczepili latarki do rąk – takie niespodziewane machające
oślepienia.
Miesiąc temu pisałam, że nie wiem czy pobiegnę w kolejnym biegu,
pobiegłam i znów świetnie się bawiłam.
A czy pobiegnę za miesiąc, to jeszcze nie wiem….
Komentarze
Prześlij komentarz