Chińska zupa w Mordorze
Vintage zupa pekińska fot. D.Szymborska |
Jest takie miejsce w Warszawie, ba nawet przez deweloperów starannie
oznakowane jako Mokotów, gdzie mieszczą się biurowce. Ktoś kiedyś nazwał je
Mordor. Kto zna Tolkiena wie, kto nie zna już może się bać.
W Mordorze pracują tysiące ludzi. Bywają głodni dlatego powstają setki
miejsc karmiących. Miejsca te serwują tanie, niskiej jakości jedzenie. Na
szybko, w biegu. Pewno są jakieś wyjątki – slow foodowo, smacznie czy jakoś
tak.
Będąc w Mordorze zgłodniałam, a że nie jem pieczywa – odpadła kanapka,
że nie jem pszennego makaronu – odpadły kluski na szybko, że nie chcę tłustych
sosów – skreśliłam sałatę na wynos. Głód wielki, myślenie ogranicza. Opcja
batonik – podniosę poziom cukru – też nie. Zupa. Tak, tak zjem zupę. To coś po
czym nie powinien mnie boleć brzuch, z racji tego, że jest gotowana, a po
drugie taniej niż kupować kostki rosołowe jest użyć kości więc jest największa
szansa na naturalne składniki!
Wybrałam miejsce gdzie był tłok. Mogło to oznaczać dwie rzeczy – bardzo
tanio, albo i bardzo tanio i zjadliwie.
Zamówiłam zupę pekińską. Myślałam od miseczka rozgrzewającej, gęstej
zupy. Dostałam michę, nie zjadłam całej. Do tego element humorystyczny w
pakiecie – chiński bar na Domaniewskiej a tu talerzyk Społem! Multikulti!
Zupa jak na wydatek 7PLN smaczna, brzuch (jak dotąd) nie boli.
haha Z talerzykiem to pocisnęli :D
OdpowiedzUsuńw Mordorze- hahhahahhaha<3
OdpowiedzUsuńPracuję w Mordorze, ale do tej miejscówy musiałam jeszcze nie trafić, bo nie widziałam chińskiej zupki w takim talerzyku :D
OdpowiedzUsuń