Maraton w Bostonie widziany zza Oceanu
Wieczorem chciałam sprawdzić wyniki, ciekawa byłam jakie czasy udało
się wybiegać tym, którzy mieli szczęście startować w Bostonie. Osławiony
podbieg, historyczne zmagania o równouprawnienie. Aż nie chce się wierzyć, że
kiedyś kobiety nie były dopuszczone do startu w biega długich. Podobno to było
coś ponad ich siły. Podobnie abstrakcyjnie do niemożliwości startu w maratonie
brzmiała informacja o wybuchu na linii mety. Potem kolejne informacje o
rozbrojonych ładunkach, o rannych i zabitych. Na linii mety. Ucierpieli
biegacze i kibice. Straszne. Terrorystom (jeżeli to rzeczywiście byli
terroryści) udało się zniszczyć radość biegania. Straszne zginęli cywile,
zostali ranni. A inni po prostu nie mogli ukończyć biegu. Oczywiście jest to
zupełnie inna skala tragedii, jednak nie zmienia faktu, że podłożenie bomby na linii
mety to ogromne świństwo. Tak, świństwo, cudowny bieg, radość na widok
końcowych metrów, przyśpieszanie ostatkiem sił i co? I wybuch! Ranni, krzyki,
śmierć. Koszmar. Zamiast szczęścia, radości strach i panika. Tak nie powinno
być.
Zastanawiam się jak to wpłynie na inne sportowe wydarzenia. Najbardziej
ucierpieli kibice. A to dzięki nim dobrze się biega. To oni stojąc na
chodnikach cudownie dopingują. Nie ma nic cudowniejszego niż aplauz tłumu gdy
przekraczamy linię mety.
Jak będzie po Bostonie, tego nie wiem? Przeszukania,
kontrole? Pewnie tak. Strach o swoje życie – z pewnością. Ktoś właśnie zabrał
wiele radości z biegania, kibicowania z maratonu. Jestem zła na tych ktosiów,
wszystko jedno czy byli to terroryści czy jacyś chorzy psychicznie ludzie. To
było złe. Maraton to zwycięstwo nad swoimi słabościami, to duma z przebiegnięcia
takiego dystansu, to wiele emocji. W Bostonie było inaczej.
Za rok to chyba jeszcze nie, ale wiem, że kiedyś w Bostonie pobiegnę.
Obawiam się, że przy mecie już nigdy nie będzie takiej dobrej atmosfery, może
zmienią jej miejsce? Tam zginęli niewinni ludzie, ci dla których sport był
ważny.
W niedzielę biegnę maraton, tutaj w Warszawie, lokalny
środkowoeuropejski bieg, bez takiego znaczenia jak Boston. Bomb nie będzie,
kibiców pewno też za dużo nie przyjdzie. Nie z powodu strachu ale z lenistwa i
braku tradycji dopingowania. Mam nadzieję, że doświadczę tego, czego wielu
biegaczom w Bostonie nie było dane. Radości, euforii przekroczenia linii mety.
Czym innym są fajerwerki a czym innym zabijające bomby.
Sport jest piękny,
bieganie cudowne i tego nie uda się zmienić terrorystom (przy założeniu), że to
rzeczywiście oni to zrobili. Zniszczyli życie wielu osób, zabili niewinnych ale
nie zabiorą radości z biegania. Start w maratonie to dzień specjalny, takich
dni jest zaledwie kilka, a treningów jest 365 w roku (czasem więcej).
Dziś idę
pobiegać, w słońcu, wiosennie, myśląc o tym, że nikt nie zabierze mi radości z
biegania.
wczoraj, kiedy o tym usłyszałam, płakać mi się chciało. Wszystko można zepsuć. W głowie mi się nie mieści, że mogą być ludzie, którzy podkładają bomby gdziekolwiek. W miejscach ogarniętych wojną, czy jeszcze bardziej bez sensu, zupełnie poza nimi.
OdpowiedzUsuńJest mi przykro i smutno.
Mimo to, życzę Ci miłego, biegowego dnia. Ja dziś po południu pobiegam.
Monika
to chyba o to chodzi, żeby się nie dać, bo wtedy oznacza, to, że terrorystom się nie udało!!! Straszne, że zginęli ludzie i jest tylu rannych.
UsuńWg mnie każdy, kto podkłada bombę w celu ranienia, czy zabicia innych ludzi miejscu/kraju, gdzie panuje pokój, bez względu na powody jakie nim kierują, jest terrorystą.
OdpowiedzUsuńZrobił to ktoś, kto nie rozumie idei maratonu, ba - idei i filozofii biegania, trudów przygotowań do wzięcia udziału w takiej imprezie. Zniszczone zostało święto ludzi, którzy pracują nad sobą, słuchają własnego organizmu, wnoszą radość i spokój w otoczenie, w którym funkcjonują. To nie jest jakaś tam sobie publiczna impreza, to jest dla wielu ludzi ukoronowanie czasem kilkuletnich przygotowań.