Wyniki konkursu MOTYWACJA
Dziękuje za 21 super odpowiedzi! Anonimowi uczestnicy pisali do mnie na
facebook’u więc wiem kto chciał mi opowiedzieć o swojej motywacji. Miałam do
rozdania dwie książki, a przyznałam 3 nagrody. Trzecia jest
nie-książkową-niespodzianką. Po kolei książki powędrują pocztą do autorów
następujących komentarzy:
6
rano w niedzielny poranek. Budzi mnie szum ulewnego pluskania za oknem.
Odsłaniam firankę i wpatruje się w próżnię. Nawet odlegle o 3 metry lampy
uliczne zniknęły za ścianą deszczu. Jak każdy normalny człowiek powinnam wrócić
do ciepłego łóżeczka i schować się na kolejne kilka godzin pod kołdrę. A ja?
Wciągam na siebie przygotowane wczoraj ciuchy i ruszam za drzwi.
Potomek
znowu urządził maraton zębowego niespania w nocy. Oczy podpieram zapałkami i po
omacku zakładam buty. Po cichu wymykam się z domu by nie obudzić chłopaków.
Obduszony
podczas półmaratonu paznokieć z szarości przechodzi w piękną fioletowa
purpurkę. Ale już tak nie boli, więc zakładam buty tylko trochę się krzywiąc i
wychodzę na kolejne wybieganie.
A przecież można zostać w domu, pospać dłużej,
polenić się, poddać się wewnętrznemu kanaponowi. Co zatem wypycha mnie na
zewnątrz? Chociaż zimno, ślisko, mokro?
To silniejsze ode mnie, ta świadomość
że gdy wrócę, świat będzie wyglądał lepiej, problemy nie rozwiążą się same, ale
na pewno będą lepiej poukładane w mojej głowie. Zmęczenie zmieni się w
endorfinkową euforię. Na te kilkanaście/dziesiąt minut mogę wyłączyć wszystkie
dzwonki ostrzegawcze niezbędne przy wychowywaniu energicznego i ciekawskiego
Potomka.
Bieganie to czas tylko dla mnie, wtedy z
matki/kucharki/prasowaczki/sprzątaczki/słuchaczki/rozwiązywaczki problemów
znowu staję się sobą. To czas na przemyślenia, rozliczenia, rozkoszowanie się
kroplami deszczu spadającymi na twarz, kiełkującą wokół wiosną, wschodem
słońca. Biegając znowu staję się dzieckiem, które potrafi cieszyć się wszystkim
dookoła. Wiem, że gdy wrócę do domu będę lepszym/spokojnieszym człowiekiem.
Wielokrotnie żałowałam, że zostałam w domu, że przegrałam z przyciąganiem
kanapy, ale jeszcze nigdy że wyszłam pobiegać.
I do autora tego tekstu:
Jaka motywacja?
moze byc zdjecie z wakacji nad morzem sprzed 5 lat -
"save the whales"
albo rozmowa kolezanek z pracy "Boze, jaki on
teraz jest chudy" albo motywacyjne filmiki na YT typu spocony gosc +
patetyczna muzyka + tekst Sylwka z Rockiego Balboa. Ale dla mnie najlepsza
(nawet w listopadowy niedzielny poranek) jest swiadomosc ze po 20-30 minutach
biegu bede na haju dzieki endorfinom. M.L. (wiadomość na fb)
A niespodzianka (kulinarna) powędruje do autorki tego komentarza:
Na samym początku bieganie sprawiało mi ogromną radość. Z typowego
kanapowca zamieniłam się w osobę, która bez biegania nie mogła żyć. Pokonywanie
kolejnych km, starty, zabawa z kibicami na trasie - to wszystko sprawiało, że z
radością wychodziłam na trening / zawody - to wszystko było moją
motywacją.
Niestety całą radość z biegania straciłam w związku z bardzo trudną
dla mnie sytuacją w pracy. Nie chciałam wychodzić na treningi, a o zawodach
nawet nie chciałam słyszeć. Z kolei jak już udało mi się wyjść z domu to na
treningu walczyłam sama ze sobą. Wtedy moją motywacją okazali się najbliżsi,
którzy wspierali mnie w trudnych chwilach, którzy mówili mi żebym się nie
poddawała, żebym robiła to co tak kiedyś sprawiało mi ogromną radość!!! To
dzięki nim nadal biegam. Śmiało mogę powiedzieć - tak samo jak Chrissie
Wellington - że swoje bieganie dedykuję "Rodzinie - moje największej
podporze. Moje zwycięstwa są waszymi zwycięstwami"!!! Dziękuję!!!
Gratuluję i jeszcze raz dziękuje za takie ciekawe odpowiedzi, szkoda, że
nie miałam 21 książek…
Autora i autorki proszę o kontakt mailowy lub przez facebook.
Komentarze
Prześlij komentarz