5K w Wiązownej – relacja ze startu
14 kobieta na mecie, 4 w K30 ubrana była w krótkie spodenki bo przecież już marzec fot. pani kibicująca |
Już kilka razy mówiłam, że bieganie tam nie ma ani uroku ani sensu, a
jednak COŚ w tym jest. Może szybka trasa? Może wysoki poziom startujących? Bo
cała reszta to: wiatr i super długie czekanie na start, brak miejsc
parkingowych, stosunkowo drogie wpisowe.
Wiązowna – takie miejsce na mapie biegowej, które ma historię, do
którego przyjeżdża się biegać naprawdę. Nie ma kapeli na trasie, ewentualnie
ktoś grillujący w swoim gospodarstwie wyjdzie na chwilę przed płot i poklaszcze.
Nie kibiców, bo ciężko żeby stali w polu, a trasa wiedzie przez pola, lasy i
wsie. Może też pora roku nie przekonuje lokalnych mieszkańców do dopingu.
Przypomniałam sobie lato w Suszu, takiego zaangażowania mieszkańców to ja
nigdzie nie spotkałam, tam miasteczko żyło tą triathlonową imprezą, tutaj
mieszkańcu po raz XXXV z godnością znosili „tych biegaczy”.
Ostatni tydzień zamiast trenować chorowałam, do wczoraj start stał pod
dużym znakiem zapytania, ot zwyczajnie nie wiedziałam czy będę na tyle dobrze
się czuła żebym miała siłę stanąć na starcie. Nie żałuję, że pobiegłam,
oczywiście, że chciałam szybciej, lepiej ale to był dobry sprawdzian na
początek sezonu. 14 miejsce OPEN kobiet i 4 w kategorii wiekowej (K30).
W Wiązownej spędziłam kilka godzin bo:
·
Wiedziałam, że jak przyjadę
później to nie będę miała gdzie auta zaparkować,
·
Odbiór pakietów był możliwy tylko
dzisiaj do godziny 11,
·
Bieg na 5K startował dopiero o
12.15.
Dodatkowo, to nie jest miejsce, gdzie warto zapraszać rodzinę do
kibicowania, wieje, wieje i jeszcze raz wieje, organizatorzy zapewniają kuchnię
polową, jest darmowa kawa, ale zwyczajnie nie ma gdzie pójść, można spacerować
po polach i tyle. A jak biegniemy półmaraton to jednak trochę nas nie ma i
rodzina i znajomi zdążą zmarznąć i wynudzić się porządnie.
Pakiet startowy, w skład którego wchodził jeszcze worek na buty fot. D.Szymborska |
Przed Biurem Zawodów fot. D.Szymborska |
Z dobrych rzeczy to ujęła mnie wolontariuszka na mecie, która nie tylko
powiesiła mi medal na szyi ale jeszcze złożyła gratulacje i uścisnęła dłoń.
Chwilę mi zajęło, zdjęcie przepoconej rękawiczki, wolontariuszka poczekała
cierpliwie i życzyła udanego dnia i zapraszała za rok. Nie wiem na ile
starczyło jej takiego entuzjazmu ale ten, który mnie spotkał był bardzo miły.
Sam odbiór pakietów też miły, taka organizacja pracy, by każdy chętny
wolontariusz z okolicznych wsi miał zajęcie. W jednym miejscu można odebrać numer
startowy, do którego już wcześniej ktoś przyczepił agrafki, w drugim miejscu
wydaje się worek z „dobrami”, kto innych wręcza bluzeczkę, każdy się uśmiecha i
życzy powodzenia.
Co będzie za rok to nie wiem, zobaczymy, dziś zmęczona zastanawiam się
co zjeść na obiad i cieszę się z ładnego medalu do kolekcji wiązowskich liści,
których już kilka mam.
Medal fot. D.Szymborska |
na tym zdjęciu widać jeszcze lepiej, jak schudłaś: jakie nogi! gratuluję! Wyglądasz świetnie :)
OdpowiedzUsuń:) dzieki: )
UsuńFajny pakiet, choć koszulka mogłaby być techniczna. Pakiety wydawano jeszcze po 11 i można było odebrać za kogoś. Kawa, w trasie napoje - połówka też była fajna, zwłaszcza, że pobiłem się osobiście o 12 minut! :)
OdpowiedzUsuńGratuluję Anonimowy :)
UsuńFajny bieg :)
OdpowiedzUsuń